To cienie blokują gardło, tłamszą nasze możliwości, zaniżają samoocenę i blokują nasz rozwój. Paskudztwa! Na pierwszy rzut oka… wkurzające paskudztwa, które nie pozwalają żyć pełną piersią. Niby tak ale… cienie to wielkie błogosławieństwa, to nasz zainwestowany kapitał, który jak przyjdzie czas spłaty i wykupu przyniesie duże zystki. Takie mi sie porównanie finansowe nasuneło ale mniej więcej tak to można porównać. Cienie są jak kotwice które nam nie pozwalają wypłynąć na szerokie wody i dzięki temu musimy się nauczyć dobrze nawigować na miejscu. To są takie kamienie które nie pozwalają nam podskakiwać ale później jak się już z nich cżłowiek uwolni to skacze pod nieba. Wmawiam sobie? Chyba nie. To jest to co pozwala mi się cieszyć z życia. To jest to co napawa nadzieją i daje radość. Wiem, że kiedyś uwolnię się od własnych cieni. Od strachu o przyszłość, od tego że mnie ktoś wyśmieje, że nie otrzymam dostatecznie dużo miłości od innych, że nie dam rady finansowo, intelektualnie, że nie podobłam swoim narzuconym nie wiadomo przez kogo i jak celom i rolom.
Wszystko ma swoją jasną i cemną stronę. Obie są korzystne choć dla nas zdecydowanie bardziej są te jasne przyjemne. Zdecydowanie bardziej wolę się śmiać radośnie i szczerze niż płakać. Płacząc uwalniasz jakiś swój cień. To cień płaczę. Te emocje żalu, gniewu, zazdości, pychy to realcje na jakieś nieprzerobione cienie w Twojej psychice, płaczesz one wypływają na wierzch. Właśnie teraz jest dobry moment aby się od nich uwolnić, aby nad nimi popracować. Zró to teraz.
Ktoś kiedyś zauważył, że ludzie więcej przywiązują uwagi do odkrycia znaczenia naszych snów niż do odrycia znaczenia tego co im sie przytrafia za dnia… to jakiś niestety czaryn żart…
(Zanosi się na dłuższe pisanie…. resztę czytaj w artykule )