Jestem szczęśliwy, bo… jestem. Proste. Ale czy prawdziwe? Wydaje się to jedyną rozsądną i logiczną alternatywą. Dlaczego? Wierząc w doskonały boski świat nie może być inaczej. Jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże. Więc o co chodzi?? Przecież Bóg nie jest nieszczęśliwym frustratem tylko jest Miłością, Doskonałością, Radością i innymi wspaniałymi ościami… Więc… qrde jakie to proste. Jestem szczęśliwy bo jestem, bo takim mnie stworzył Bóg, tak zostałem zaprojektowany, tak mam w genach zapisane, takie jest moje przeznaczenie i cel mojego życia. Każdego życia, każdego człowieka na ziemi.
Nie chcę się uzależniać od zewnętrznych warunków. Nie uzależniam mego szczęścia od tego czy mam coś lub czy czymś jestem. Od tego czy ktoś o mnie coś dobrego powie, czy mnie pochwali. Nie uzależniam też swojego szczęścia od tego czy mnie ktoś skrytykuje, zgani, zaatakuje moje stanowisko, światopogląd. Kim on jest że to robi? Dlaczego mam się nim przejmować? Jeżeli to robi to raczej nie działa zgodnie ze swoją naturą. Jeżeli chwali to okej… ale to też nie będzie mnie niosło do góry… to tylko wietrzyk…. O co chodzi w samodzielności? O to aby właśnie uniezależnić się od opinii innych ludzi. Aby uniezależnić się od czyichś ocen, porad, cudzej siły. Od wszystkiego co jest na zewnątrz nas. Dopiero znalezienie siebie w tu i teraz niesie wyzwolenie. Odrywamy, że nie jestem zależny od czyichś humorów, nastrojów tylko mam własne słońce które na mnie świeci. Nie ma na to słońce wpływu nikt oprócz mnie. To ja decyduje czy się ono zachmurzy czy będzie świecić.
Moją naturą zgodnie z boskim projektem jest radość, szczęście, dobro itd i jak tak jest to znaczy, że świeci u mnie słońce. Wszystko inne to chmury które się zbierają aby mi je przysłonić. Te chmury są tak jak prawdziwe chmury. Zwiewne, raz są raz ich nie ma a słońce jest wieczne.
Wybieram słońce, wystawiam twarz na nie i cieszę się z każdego promienia, który do mnie dociera. Chmury przychodzą i odchodzą i tak sobie myślę, że do póki będę tu na ziemi… czyli na tym poziomie świadomości to będą się pojawiać… Bo zawsze będzie coś co zachmurzy moje niebo… ale gdy wznosić się w swej świadomości ponad nie, to tworzy się dla mnie nowe niebo. Nowy Horyzont. Tam już nie będzie chmur, bo będę ponad nimi. Tam już będzie wieczne słońce i radość i będę z stamtąd wołał jak najwięcej ludzi aby też się wznieśli do tego pułapu. Po co nam te chmury skoro naszym przeznaczeniem jest słońce?
Jakie to proste… Wystarczy być sobą.
Wystarczy być. Stworzony na obraz i podobieństwo Boże. Cała reszta to tylko nasza ludzka produkcja i to zazwyczaj osadzona na błędzie, kłamstwie, strachu. Jak na takich podstawach ma wyróść coś normalnego? Coś świetlistego? Z ciemności nie rodzi się jasność. Ale ciemność powoduję, że w końcu ktoś zapali światło. I wszystko stanie się jasne. Wszystko wróci do normy.
Nasz trzon, nasz kręgosłup został zabrudzony kłamstwem, unurzani w przeświadczeniu o naszej grzeszności, małości i niemocy robimy same błędy. A prawda czeka. A prawdą jest nasze Dziedzictwo. Ludzie różnią się od zwierząt, tym ,że mają dusze. Ta dusza to Bóg. Wszystko co jest, jest duchowe. Wszystko zawiera się w duchu. A Miłość jest jego sercem. Ten Duch to również my, wszyscy. Jestem szczęśliwy, bo JESTEM.