Znów chodzi mi po głowie temat Chrześcijaństwa i religii generalnie. To nie to, że jestem negatywnie nastawiony czy że chcę tu jakąś rewolucję robić… po prostu co raz więcej i więcej widzę jak bardzo jest ono i każda religia… ograniczające. Ok, wiem, że tak miało być ale też wiem, że tak juz nie ma być bo czas religii już przeminął… Dlaczego? Bo religia to coś co wbija się między nas a Boga…. Religia aby się umocnić musi nas oddzielić od Boga… to trochę tak jak by nam sprzedano aparat do oddychania… powiedzieli nam, że tylko dzięki temu aparatowi będziemy dobrze oddychać i że bez niego to po prostu litość i trwoga a to przecież wierutna bujda…. mniej więcej taki jest związek religii, Boga i nas… | |
Idąc dalej za tym porównaniem. Kiedy zapadliśmy w sen planety. Kiedy pierwsi ludzie ZDECYDOWALI się na ten krok, co Biblia nazywa grzechem pierworodnym, pierwszym nieposłuszeństwem itd… żyliśmy, oddychaliśmy normalnie. Dygresja. Dlaczego uważam, że Adam i Ewa świadomie zrobili to co jest nazwane grzechem? Bo byli bardzo mądrymi ludźmi. Byli z Bogiem, byli bezgrzeszni.. byli świadomi… Pierwsi ludzie podobno chodzili po ziemi i nazywali wszystkie stworzenia, klasyfikowali, rozpoznawali, byli bardzo zapracowani… Oni nie byli jakimiś pląsającymi po polach darmozjadami, którym tylko było miło. Oni byli naprawdę potężni. Byli zapracowani, tworzyli, współtworzyli z Bogiem. Uważam, że ich “grzech” był zaplanowany. Wąż podstawiony. Wszystko sfingowane po to abyśmy mieli przez te parę tysięcy lat pole do nauki i doświadczeń… abyśmy w pełni doświadczyli czym jest życie bez Boga, w oddzieleniu od Źródła. W iluzji samotnego ego. Dlatego uważam, że świadomie, zgodnie z planem wszystko zrobili. Nam powiedziano, że zbłądzili, że ot, takie głutaki… połasili się na jabłuszko… to miało nam służyć do nauki i służyło a teraz odkrywamy prawdę… Adamie i Ewo SZACUNECZEK! Za wielką odwagę, bo Oni mieli świadomość na co się ważą, na co decydują…. wąż, Diabeł… eh… kolejna grubymi nićmi szyta historia…
Wracając do tematu i porównania… kiedy zapadliśmy w sen to znaczy obudziliśmy się w naszym codziennym życiu 🙂 – wiem, brzmi dziwnie ale tak to widzę. Zaczęliśmy w tym śnie płytko oddychać… wtedy zjawił się ktoś kto powiedział, hej, pokażę wam jak oddychać… spokojnie i świadomie, pełnymi miłości płuc łapcie hausty świadomego powietrza… niech rozpuszczają się te mury ułudy… to byli wielcy Mistrzowie, którzy przewijali się na początkach każdej religii ale jak tych Mistrzów brakło, to pojawił się strach Ich spadkobierców… strach, niepewność, dezorientacja… Mistrz rozkręcił coś wielkiego, wielu ludziom pokazywał jak oddychać głęboko i świadomie a teraz Go nie ma i trzeba coś tym ludziom mówić… i zaczęły powstawać techniki oddychania. Zaczęto budować aparaty pomagające nam oddychać… system się rozwijał aż do tego stopnia, że nagle się okazało, że sami nie potrafimy już oddychać, że potrzebujemy tych aparatów…
Oddychamy przez nie i jakoś się nam żyje. Przyzwyczailiśmy się ale czas tych aparatów minął. Teraz już nie potrzebujemy ich, spełniły swoją rolę. Teraz musimy znów powrócić do pełnego oddychania własnymi płucami. Musimy je odrzucić i zacząć samodzielnie, głęboko i świadomie oddychać. Musimy się odważyć je odrzucić…. A to nie takie proste.
Religie, przez to, że powstawały w czasach gdy panowała walka o władzę, wpływy są przesiąknięte strachem o swoje przetrwanie. Każda raczej zwalcza swoją poprzedniczkę czy następczynię, upatrując w niej rywala, zagrożenie. Religie które powstały w dawnych czasach są skrzywdzone egoizmem… nie mogło być inaczej w tamtych czasach.
Wczoraj rozmawiałem ze Świadkami Jehowy. Piękni, zaangażowani ludzie. Co z tego, skoro są obok? Oni nie oddychają z Bogiem, Oni oddychają swoim aparatem… Fakt, tym aparatem potrafią nawet i głębiej oddychać ale każde odstępstwo od instrukcji obsługi tego aparatu sprawia, że oni się duszą… to jest właśnie niebezpieczeństwo religii. Silnie uzależnia i uwarunkowuje. Jesteś szczęśliwy bo wypełniasz nasze przykazania, robisz to co jest napisane – my każemy. Cierpisz, bo tego nie robisz…
Religia sprawia, że coś co było dla nas naturalne jest przez nie wymuszone. Moja znajoma była strasznie nieszczęśliwa gdy z jakiś tam przyczyn, które sobie sama wymyśliła nie mogła przystępować do komunii świętej w kościele katolickim.. gdy już mogła była najszczęśliwszą kobietą pod słońcem… czuła się wspaniale… oto jak działa religia i silne od niej uzależnienie. Najpierw o mało ją nie zabiło a później uskrzydliło. Teraz Ona już jest pewna i nie puści tego… i to też jest ok… nie ma co oceniać… Ona jest szczęśliwa i idzie do Boga, po swojej, katolickiej drodze… w tym, życiu pewnie nie dojdzie, będzie następne…. Bo celem naszego życia nie jest schronić się u Boga, czego uczą wszystkie religie, które poznałem. Celem jest Go osiągnąć. Łatwo jest się schronić, paść na kolana i w modlitwie schronić się pod Jego skrzydła… ok., tak było ale teraz jest już inny czas i czegoś innego się od nas, Jego dzieci wymaga. Wymaga się dorosłości. Wymaga się wzięcia odpowiedzialności za nasze życie.
Religia sprawia, że ludzie są mocni, silni, bo to przecież Bóg działa. Religie są od Boga i przez Boga są ludzie prowadzeni. Niektórzy, bardzo religijni ludzie są wręcz uskrzydleni swą wiarą. Mają objawienia, mają stygmaty. Mówią językami i inne dary Ducha Świętego – jak to jest nazywane w kościele Katolickim… jednak co z tego skoro nie przejdą dalej? Nie upomną się o swoje prawdziwe ja, swoją Chrystusową świadomość bo im tego ich własna religia zabrania. Oni wszak są tylko grzesznikami za których trzeba umierać i jest tylko Jeden Syn Boży… Cel religii się realizuje. Ona wciąż trwa, wierni się modlą. Mają dary, Bóg działa ale Bóg nie może w nich działać w pełni bo Oni Mu na to nie pozwalają, bo WEDŁUG WIARY WASZEJ dziać się Wam będzie… oni nie wierzą w coś takiego. Nie przyjmują tego do świadomości. Mówią Bogu NIE.
Bóg chce się odrodzić w każdym z nas. Chce żyć każdym z nas i … przecież nie da się inaczej. Jesteśmy nierozerwalnie złączeni. Jedno. On jest bliżej niż nasz oddech, „bliżej niż nasza aorta”… ale my musimy zrobić krok i powiedzieć Mu tak….. i wyjść po za swe religijne ograniczenia… zmienić paradygmat swego życia z biednego grzesznika, któremu cały czas trzeba pomgać, który bez Boga nic nie jest w stanie dobrego zrobić w pełnego mocy, siły i miłości, świadomego współtwórcę rzeczywistości….. jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga… On tworzy….
Jeszcze jedna myśl do rozważenia… gdzie się kończysz Ty a zaczyna Bóg? Gdzie kończy się Twoja wola a zaczyna Jego? Czy jesteś w stanie określić taką granicę? Nie znajdziesz jej… choćbyś nie wiem jak szukał, szukała to granicy nie znajdziesz bo wszystko płynnie w raz z kolejnymi warstwami świadomości łączy się w jeden, boski taniec energii… okazuje się, że jesteśmy delfinami tego energetycznego oceanu. Aniołami Boga… Aniołami, które żyjąc na Ziemi muszą sobie przypomnieć/uświadomić kim są…
Kochani Chrześcijanie czy którykolwiek wyznawca religijny. Stoisz przed trudnym wyzwaniem i musisz zrobić krok wiary. Nic złego się nie stanie cokolwiek wybierzesz… jedyne co może się stać to, to, że trochę czasu zmarnujesz…. Jeżeli to co czytasz sprawia, że bardziej zatęskniłeś za tym co religijne doktryny mówią, to też dobrze… to znaczy, że tego Ci trzeba, bo jeszcze nie wyniosłeś wszystkiego co ma dla Ciebie Twoja religia a jeśli czujesz, że czas już przejść na inną ścieżkę… witamy na nowej drodze… nie będzie od początku kolorowo. Jest całe mnóstwo starych programów, przekonań od których się trzeba będzie uwolnić a to nie zawsze będzie miłe… ba…. Zazwyczaj kurna jest nie miłe 😉 że tak rozweselę ten akapit, bo tak jakoś pomrocznie się zrobiło. Wiadomość dobra jest taka, że wracasz do Domu. Jak Syn marnotrawny. Wracasz bogaty w doświadczenia, odmieniony… już impreza na Ciebie czeka… wielu na Ciebie czeka. Jesteśmy.
Nie myśl sobie, że skoro to piszę to jestem jakiś fiu fiu 😉 odsłaniają mi się kolejne pokłady wiedzy, świadomości i je przekazuje, wiem, że jak bym coś takiego przeczytał jakiś czas temu na pewno bym się ucieszył… mam nadzieję, że ten tekst pomoże… oby wszyscy rośli w swej świadomości.
Z serdecznym pozdrowieniem
Kris
PS. Podpisywanie się pod tym jest dużym optymizmem z mojej strony.. ale, niech se tak myślę… prawda nas wyzwoli.
ps2. A najciekawsze jest to, że tu nie ma winnych, przegranych czy zwycięsców… wszyscy gramy w tej samej sztuce. Wszyscy uczestniczymy w jednym przedsięwzięciu, kosmicznej grze zwanej przebudzenie planetarne. I nie można mieć do nikogo urazy czy pretensji tylko wielki szacunek i wdzięczność, że wzieło się udział w tak wspaniałym wydarzeniu. OOoj! 🙂
Bo albo wszyscy się śmieją albo nikt. Albo wszyscy wygrywają albo nikt. Nie ma rywalizacji. jest jedno dążenie do szczęścia. Synergia. 🙂