Każdy z nas (niemalże) ogląda filmy o rzeczywistości i o swoim życiu zamiast żyć naprawdę swoim życiem. Żeby to jeszcze były jakieś dobre filmy ale nie, zazwyczaj jest to jakaś brazylijska, ckliwa, romantyczna do bólu historia, którą sobie oglądamy. Gramy w niej główną rolę, reżyserujemy, układamy scenariusz – wszystko dobrze i normalnie tylko, jedynym problemem jest to, że robimy to nieświadomie. Zazwyczaj skrzywdzeni u zarania naszego obecnego życia, gdzieś we wczesnym dzieciństwie straumatyzowani włączyliśmy film o tym jak mały chłopiec lub mała dziewczynka sobie żyje, starając się przejść przez te wszystkie doświadczenia nie narażając się ponownie na ten okropny ból, którego doświadczyliśmy. Niestety, niemal zawsze taka strategia sprawia, że tego bólu jest ciągle pod dostatkiem… dochodzi do tego, że w naszej telenoweli cierpienie to norma i gdy jest coś nie tak – czyli jest dobrze, jest spokojnie, wesoło, dostatnio to oczekujemy wręcz, że coś się zawali, coś zaraz zacznie się sypać, rwać i boleć, no bo przecież w naszej telenoweli jest nieszczęśliwie.
Nie jest łatwo się przyłapać, uświadomić w tym, że właśnie oglądamy film i żyjemy tym filmem a nie rzeczywistością, która jest dookoła nas. Sam ze zdziwieniem co chwilę się przyłapuję na tym, że “myślę” – czyli snuję film, bo proces myślenia o rzeczywistości nie jest tym samym co doświadczanie rzeczywistości. Myśląc o sobie, o swoim życiu, układając plany, snując wizje tak naprawdę tworzysz jedynie formy energetyczne, które Cię otaczają, znieczulają, próbują dać Ci to co Ty chcesz ale nie są Twoim życiem. Są projekcją rzeczywistości, są zawsze albo przyszłością – jeśli się o nią martwisz lub nią cieszysz albo przeszłością – tak samo – jeśli się nią martwisz lub cieszysz, że coś się wydarzyło. Czyli cechą najprostszą i najbardziej oczywistą, która świadczy o tym, że żyjesz swoim filmem jest to, że snujesz myśli odnośnie przeszłości lub przyszłości – nie ma Cię tutaj, jesteś tam, wtedy, kiedyś, wczoraj, jutro a nie ma Cię tu i teraz a życie… toczy się TYLKO tu i teraz, reszta to nasze fantazje i projekcje.
“Za dużo myślisz” – słyszę to od jakiegoś czasu, i o ile kiedyś byłem z tego nawet dumny, to teraz widzę, że jest to mój zgubny nałóg. Ciężko jest mi wejść w sytuację, być tym co robię, być w chwili obecnej tu i teraz bo cały czas mam włączony filmy o tym jaki byłem, jaki chcę być, co mi da to co teraz robię, przed czym uciekam lub do czego dążę. Te myśli, projekcje wciąż są w głowie i nie pozwalają po prostu być tu i teraz. Nie mam otwartej głowy, spontanicznej, gotowej na żywą reakcję, która może powstać w odpowiedzi na jakieś zdarzenie. Nie, wszystkie bodźce są filtrowane przez system kamer, monitorów, które sprawdzają czy dany bodziec jest ok, czy pasuje do tematu filmu, który snuję o sobie. Czy jest on odpowiedni do tej telenoweli smutku, osamotnienia lub z drugiej strony, wesołka, rozbawionego dzieciaka czy poważnego i dorosłego odpowiedzialnego Pana… wszystko jest podporządkowane a wiec sztywne, nie pozwalające na bezpośrednią radość, czar chwili, dynamiczną reakcję. Przecież ja tu gram w filmie więc nie może to być takie o… bez kontroli. (Prawdą jest to, że tak naprawdę to nad niczym nie mamy kontroli. Nasza kontrola do iluzja, im bardziej będziemy się starać kontrolować sytuację tym bardziej będziemy sztywni i tym szybciej wydarzy się coś, co nas tej iluzji pozbawi.)
“Myślę więc jestem” ktoś powiedział – dupa tam. Myślę, więc tonę w swoich projekcjach, odcinam się od rzeczywistości. My, jako społeczeństwo zdecydowanie za dużo myślimy przez co odcinamy się od życia. Bo myślenie o życiu to nie to samo co życie. Jak pomyślisz o tym, że jesteś w Rzymie to nie to samo co byś tam był. Myślenie jest formą pomocniczą, służącą praktycznemu procesowi życia a nie sztuką dla sztuki. Ilu filozofów jest naprawdę szczęśliwych?
Jasne, świat jest mentalny – świat jest projekcją myśli. Nasze życie dzieje się w naszych umysłach – wszystko tam jest. Wszystko się dzieje na poziomie naszego mentalnego ja – nie da się inaczej w tym wymiarze. Chodzi mi tylko o to w tym tekście aby nie wpaść w pułapkę myślenia przede wszystkim. Analizowania wszystkiego i życia w wymyślonym przez nas świecie, bo niestety ale mamy do tego tendencje. Po prostu myślenie stało się takim nałogiem, takim nawykiem, że wszystko musi zostać poddane analizie myślowej, zanim będzie mogło wejść do naszego świata i zostać częścią naszego filmu a tym czasem… życie lubi być zaskakujące, szybkie, spontaniczne i nie będzie zabierać ze sobą myślących o tym, że żyją tylko tych, którzy naprawdę żyją.