Doszedłem do rozstaju dróg. Są dwie widoczne. Jedna jest szeroka i znana, widać co jest i można przewidzieć co się wydarzy i jak to będzie wyglądać. Ta druga jest wąska i tajemnicza. Skręca zaraz za rogiem i nie widać co dalej… serce ciągnie mnie do tej drugiej ale rozsądek, strach i przywyczajenia ciągną do tej pierwszej… na rozstaju dróg…. co wybrać? Czy mam wybór?
Czy mam wybór skoro serce ciągnie do tej nieznanej? Ta znana jawi się jako droga wygodnego konformisty, który tak właściwie ucieka przed samym sobą a ta druga… pachnie przygodą i tajemnicą… Tak właściwie to nie ma się co zastanawiać. Jasne, że ta mała droga jest właściwa ale… właśnie… ale…. przecież jak w nią wyruszę to koniec z tym co było do tej pory i już nie będzie powrotu. Już nie będzie zmiłuj. Po za tym wydaje się, że wyruszenie w tą drogę pociągnie za sobą wiele łez… wiele bólu, bo nagle miarowo mruczący trybik w maszynie zazgrzyta i zacznie iść w drugą stronę a to przecież jest zupełnie niezgodne z kanonami społecznymi…. To na pewno wywoła jakieś zamieszanie… gdzie mam iść, co mam robić…. Najgorsze jest to, że doskonale wiem co mam zrobić. Wiem jak mam wybrać, zdecydować. Jedyne co mi w tym przeszkadza to… strach. Ktoś, kto nigdy nic nie robił nagle ma zrobić COŚ. Jak to będzie? Czy da radę? Jak to rozwiązać? …. Pomóż Dobra Mocy.