“Idź, własną drogą.. w tym jedyny sens istnienia… aby zacząć iść.” mówią słowa jednej piosenki i cóż, święta prawda tylko, że to wymaga wiary, odwagi i wizji a tu jak na złość tego nie ma… Teraz, dziś mam okazję zrobić harakiri zawodowe, bo mam ku temu piękną okazję i złość czuję taką, że uuf ale raczej nie zrobię tego. Przecież logika krzyczy aby się wziąć i zgiąć i zrobić to co karzą… bleeee obrzydzenie mnie bierze na coś takiego ale… może to jest właśnie to? Może tego mam się nauczyć? Pokornego przyjmowania tego co zsyła los? Nie wiem ale mnie trzęsie. Coś bym zrobił, coś bym rozkręcił, gdybym tylko nie był przyciśnięty do muru finansami.. co za smycz! Finanse, trzymają w ryzach całe społeczeństwo. Nikt nie fika, bo przecież kredyty na karku. Wszyscy grzecznie dygają przed szefem i udają, że są szczęśliwi, bo przecież żyć trzeba… co za obrzydlistwo, co za zniewolenie! Rzeczywiście, czasy ciekawe. Niby mamy wolność a wokół pełno niewolników. Śpiących, omamionych, zahipnotyzowanych niewolników…. Matrix got you…