Moje pisanie wyprzedza mnie o lata świetlne. Podczas pisania jestem skupiony, nastawiony na pisanie, nie interesują mnie żadne wpływy, nikt mnie nie wyśmieje, nikt nie oceni… siedzę i piszę… Często sam się zaskakuję tym co piszę. Jest dobrze, jestem otwarty, myśli przypływają tak szybko, że nie nadążam pisać… to jest piękne…. nie poganiany, nieskrępowany…. mogę w każdej chwili odejść, dokończyć później ale… to wszystko sprawia, że większość z czytających moje artykuły może mieć inny obraz mnie niż jest w rzeczywistości… bo…. najpiękniej o wolności śpiewają ptaszki w klatce…. wiele, piszę, teorii pięknych we mnie mnóstwo, wiem, co i kiedy zrobić ale… co z tego skoro nie przeradza się to w praktyczne wykorzystanie? Co z tego skoro mam piękne wizje i myśli skoro nie potrafię ich ani wykorzystać, ani przekazać? Skoro siedzę i milczę….
Nie chodzi mi tu o to aby się tu teraz bić w piersi i przepraszać, że sprawiłem jakieś wrażenie, że może coś obiecałem, dałem do zrozumienia swoimi tekstami, swoimi słowami, że coś zrobię, że jakoś to aktywniej wszystko poprowadzę… że będę silny…. chciałbym ale nie daje rady. Tonę w codziennych otchłaniach zwątpienia, bo po chwili znów być na szczycie ekstazy.. snuć plany, pisać teksty i .. znów dół, i znów szczyt… targany jak mała łódeczka na wielkim morzu na którym równie często jak świeci słońce to wieją porywiste wiatry…. za każdym razem sobie obiecuje, za każdym razem myślę, że teraz już będzie inaczej, teraz ujmę pałeczki steru…. po chwilach wytrwałości i dziarskiej miny znów się rozsypuję…
Tak patrząc na to wszystko, to można dojść tylko do jednego wniosku…. albo wypłynę na spokojne morze świadomości albo utonę….cały czas coś mi krzyczy, że powinienem więcej, bardziej świadomiej a nie mogę… jak bardzo bym chciał tak …. znów “nie mogę”… eh… najtrudniej jest walczyć z samym sobą… pytanie czy to ma być walka…? Jednak chyba do jakiegoś czasu to musi być walka.. później, gdy uświadamiamy sobie, że nie musi to też i przestaje nią być…. można wejść na górę z każdej strony…. nawet nie ważne z jaką intencją zaczynasz tę podróż w górę, bo może być ona skrajnie egoistyczna i niszczycielska… i tak zanim dojdziesz na górę zostanie ona (intencja) oczyszczona… Fakt jest taki, że im brudniejsza początkowa intencja tym trudniejsza droga w górę i tym dłużej się będzie szło ale….. za to jakie doświadczenia.. jakie przeżycia… ile cennych skarbów dzięki temu… “Jak doszedłeś na górę? Dojechałem autobusem. Ok, ja wlazłem po ścianie…. jestem pełen szacunku dla tej góry i mam wiele ciekawych rzeczy do przekazania…” może to o to chodzi? Dlatego mamy takie ciężkie drogi? Dlatego tak się idzie?
Jednak chyba już dość takiego programu “cierpienie rozwija ducha”… może to jest ostateczny test… zabicie największego smoka? Szkoda już czasu….
Jest kierunek, jest wizja… choć ona czasem w gardle staje, gdy po raz kolejny się upada pomimo… tej wizji i tej świadomości… po raz kolejny wstaję, po raz kolejny podejmuję drogę… nie spocznę… aż dojdę.
Choć chlupie krew… emocje porwały człowieka na kawałki… znów fragmentacja osobowości rzuciła o Ziemię to uśmiecham się po jakimś czasie… w końcu… kolejny duży krok milowy za mną… kolejna lekcja… kolejny hak wbity… niżej nie spadnę… jeszcze trochę wysiłku… już widać znaki… już się przejaśnia… a może to tylko nadzieje?
Na Ziemi zaczyna się dziać… te powodzie ostatnie, to pewnie preludiom do zmian, które przed nami… będzie wiało, zalewało, trzęsło i nie wiem… oby tylko ludzie nie wymyślili jeszcze jednej wojny… oby to tylko zmiany klimatyczne się działy… ludzie teraz w obliczu tych nieszczęść pięknie reagują… wychodzi z nich dobro… wychodzi człowiek, bezinteresowaność i dobrze, bo to o to chodzi.. pokazywane jest to, jak iluzorycznym jest stałość i poczucie bezpieczeństwa, które daje nam cywilizacja i postęp, społeczeństwo… to tylko domki z kart…. w nich usypiany jest nasz duch, w nich gnuśnieje nasza siła… nasze serca… to jest właśnie teraz poruszane.
Pisanie…. moje pisanie… napisałem ten tekst, bo czuję, że kogoś zawiodłem, rozbudziłem jakieś nadzieję, dałem powody by myśleć, że coś się tu będzie wielkiego działo… to jest jakiś mój program, który staram się wykorzenić ale też wiem, że to nie koniec, to nawet nie jest jeszcze dobry początek… wierzę w to, że przyjdzie czas pracy, czas prawdziwego oddania, prawdziwego przebudzenia… będę pisał, będę mówił, będę działał w realu.. wydaje się, że potrzeb ku temu jest sporo…
z pozdrowieniem
Kris