Jesteśmy, mniej lub bardziej świadomie na drodze poszukiwań ukrytych, wewnętrznych skarbów. Każdy z nas to swego rodzaju Indiana Jones, który musi zmierzyć się z przeróżnymi przeszkodami, aby dopiąć swego. W odróżnieniu jednak od niego, my nie wiemy, że tak jest, że powinniśmy szukać – my nie wiemy, że jest skarb i że naszym życiowym celem jest go znaleźć. My sobie po prostu żyjemy, chodzimy do pracy, bawimy się, oglądamy TV i… tracimy czas. A tym czasem aby życie nabrało prawdziwych kolorów i smaku trzeba ruszyć na wyprawę, trzeba zacząć szukać skarbów.
Wiemy już, że są „jakieś” skarby, wiemy, że warto szukać – super, teraz gdzie zacząć? Jak się do tego zabrać? Jakaś mapa, plan, ekwipunek? Ciekawe jest to, że po pewnym namyśle i obserwacji stwierdzamy, że jesteśmy już w samym środku poszukiwań, że mapa sama się tworzy wraz z zastanawianiem się nad naszą sytuacja – po prostu bierzemy kartkę i zaczynamy rysować. Określamy nasze zasoby i obecna sytuację. Robimy przegląd tego co już jest i w jakiej sytuacji się znajdujemy i tu robimy pierwsze podsumowania – ważne, aby na tym etapie patrzeć w przeszłość i na obecną sytuację raczej okiem zadowolonego gospodarza, niż rozżalonego krytyka – to determinuje cały ogląd sytuacji i dalsze nasze działania.
Gdzie są skarby? Każdy z nich jest zakopany pod naszymi mniejszymi i większymi traumami i życiowymi przekonaniami, które gdzieś w naszym świecie działają. Im mocniejsza trauma, im mocniej oddziałuje na nasze życie, tym większy skarb pod nią jest zdeponowany. Więc, upraszczając niezwykle i dla niektórych zbyt mocno – kochaj swe traumy, bo pod nimi drzemie Twoje życiowe przeznaczenie – Twoja wielka moc i życiowa droga.
Ogarniamy nasze „wykopaliska” i bez większych pomyłek kierujemy uwagę na naszą rodzinę, rodziców – tutaj są pochowane nasze skarby i tutaj jest też najwięcej pracy do zrobienia. Nie jest to prosta praca i nie jest to łatwa praca. Każda trauma ma swój czas życia – młoda, dopiero co powstała jest najboleśniejsza i z nią się najtrudniej pracuje, choć to nie jest regułą. Trauma może być też niedojrzała – aktywna, czyli ona cały czas pracuje dla nas i generuje nam w jakiś sposób życie, my widocznie cierpimy z jej powodu i się użalamy. Kolejna to już trauma dojrzała, gotowa do tego by ją przetransformować – zrobiła swoje, teraz trzeba ją zneutralizować i wykorzystać do tego by pracowała już w pełni dla nas.
Tutaj robimy proces grupowy w którym ustawiamy świadomość danego poszukiwacza tak, aby jego „traumiczna konstelacja” zmieniła swoje ustawienie tak, aby można było rozpocząć zbiory. Proces zakłada wejście w siebie, w duchowo-energetyczne przestrzenie, w których robimy porządek, czyli tam gdzie były niskie energie wpuszczamy wysokie, przekształcające siły. Teoretycznie od tego momentu życie się zmienia.
Jak duża może być zmiana? Jak duży może być skarb? Od małego, do ogromnego – tu nie ma reguły ale uzdrowienie może być spektakularne i może też zachodzić na bardzo spokojnych obszarach, mało widowiskowych, jednak po czasie może się okazać, że to był jeden z najważniejszych zakrętów w życiu.
Generalnie, wykopany skarb trzeba właściwie przyjąć, potraktować. Nie możemy kopać w poszukiwaniu chwastów do wyrwania, śmieci do wyrzucenia – to znaczy możemy, ale to co szukamy, to znajdziemy, bądź wykopiemy. Szukasz śmieci, to je znajdziesz, wykopiesz, oczyścisz i… nic. Po prostu… można wtedy powiedzieć, że zmarnowany został „traumiczny potencjał” bo potraktowaliśmy to co się nam przydarzyło jako śmieć do wyrzucenia lub chwast do wyrwania i nie zobaczyliśmy w tym boskiego, życiowego potencjału, który drzemie za każdą rzeczą – tak zwaną dobrą i tak zwaną złą. Dlatego niezwykle ważne jest aby założyć na siebie strój Indiana Jonsa i szukać skarbów, wiedzieć, że ona tam są, że po to żyjemy aby przeżyć przygodę i znaleźć życiowe powołanie, które właśnie pod traumami jest schowane.
O tym będę mówił na spotkaniu „Poszukiwacz Skarbów” – zapraszam
Krzysztof Kina