Ze zdziwieniem pewnym i niedowierzaniem zauważyłem, że robię taki błąd, jaki u innych wytykam. Patrzę i oczekuję czegoś spektakularnego i niesamowitego po Bogu, oczekuję, że przyjdzie do mnie na złotym rydwanie i mnie zabierze w obłoki rozkoszy 😉 o naiwności! Przypomniała mi się w tym momencie przypowieść jak to koleżka wierzący bardzo (jakiś rebe albo pastor… Może biskup?;)) Się topił i stał już na dachu swego domu i podpływa do niego łódź ratunkowa i ludzie krzyczą: wsiadaj! A on… Nie! Bóg mnie ocali!….;) Znacie to na pewno… W każdym razie jeszcze 2 razy podpływała do niego różna pomoc, a on uparcie: nie trzeba! Bóg mnie ocali i gdy się utopił poleciał z pretensjami do Boga… No jakże to?! To ja, taki wierzący BOGOBOJNY 😉 i co? Utopiłem sie, nie uratowałeś mnie… A Bóg na to: Kochany toż Ja po Ciebie, aż trzy łodzie posłałem…;):)
Bóg cały czas posyła po nas łodzie i to nie tylko trzy… Cały czas śle ku nam swe Anioły i stwarza mnóstwo sytuacji, które mają nam pomóc. Mają nas obudzić i wznieść, mają nam zapewnić szczęśliwe życie ku wielkiej radość i naszej i waszej i Jego i wszystkich. Świat naprawdę jest konstrukcją Miłości i choć wczoraj wysłuchałem, że, na jakim to ja świecie żyję? Że chyba ślepy jestem i że mam w ogóle coś nie tak z głową… Przecież świat się stacza, ludzie tracą wszelką radość, świętość i szacunek do życie i do siebie samych a może przede wszystkim do siebie samych? Nie ważne. Ja po prostu widzę potencjalność w człowieku, widzę jego prawdziwe oblicze i WIEM, że z gruntu jest dobry, bo został stworzony przez DOBRO.
Bóg śle do nas łodzie i jedyne, co mamy zrobić to dostrzec to i zauważyć. Uświęcić się w tym, co jest tu i teraz. W tym, co obecnie możemy zrobić. Nasze głowy są przepełnione gównem naszego ego, które znów skalało się wielkimi oczekiwaniami lansowanymi przez telewizję. Patrząc na obecnych nastolatków to aż się serce kroi jak bardzo mają wyprany świat z dobra. Wszystko jest dla niech do niczego. Nic nie jest ważne, święte, fajne… Wszystko jest wyprane z tego i aby do czegoś dojść trzeba orać, trzeba być najlepszym, trzeba gonić w tym wyścigu szczurów i ONI ŻYGAJĄ TYM. Przebierają się w jakieś EMO, które totalnie zlewa wszystko i jest stadem potencjalnych samobójców bez radości i czci do życia do tego, kim są, ale jak to się cieszyć z tego, kim się jest, jeżeli to jest obarczone wielkimi wyrzeczeniami, walką i niewiadomo, czym jeszcze. Kiedy społeczeństwo nie jest życzliwe, nie ma w nas normalności a raczej ta normalność jest skrzywiona – wypaczona? Jak to się cieszyć? My kiedyś byliśmy punkami:) wtedy było łatwiej… „Jebać system!”… Ale była w tym radość! Była energia, wiara, serce i walka, a nie taki dekadentyzm.
Ale, nie o tym miało być…;) Chodzi o te łódki, które Bóg nam zsyła. Chodzi o to abyśmy potrafili je dostrzec i uszanować, docenić. Uciesz się dziś z małej rzeczy jutro będzie Ci dana większa radość. Jeżeli nie potrafisz się cieszyć, na co dzień, z małych rzeczy to nie potrafisz się cieszyć w ogóle. Pomyśl o tym. Ciesz się choćby tym, że oddychasz… Założę się, że każdy, co pod respiratorem był na pewno by mnie teraz zrozumiał 😉
Pozdrawiam wszystkich Słonecznie i życzę radość z codzienności! Życzę przeżywania chwili obecnej z całą Jej radością, wielkością, magią, czarem, wdziękiem. Życzę Ci wrażliwości i otwartości serca i tego, aby nigdy ono nie gasło. Jest w Tobie Wielki Mistrz. Niech ożyje.
Kris