Dziś coś czuję, że znów kołysanie. Próbuję napisać artykuł ale to nie takie hop siup. Chcę napisać artykuł o kalendarzu Majów. Zacząłem pisać i zdaję sobie sprawę, że raz jest bardzo dużo do napisania a dwa moja wiedza nie jest …. wystarczająca i zadowalająca. Warto by było trochę bardziej przy tym przysiąść.
Kalendarz Majów jest tak napisany i skonstruowany, że ma nam nieść pomoc ale jego poznawanie to wielka przygoda i nie byle co. Najważniejsze co on daje to świadomość tego, że wszystko się dzieje w sposób doskonały i zaplanowany. Wszystko ma swój cel, energetyczny sens. Przyczynę i skutek. Poprzez świadomość, że w każdej chwili działają na nas siły Kosmosu i że Źródło nas naprowadza na Cel człowiek się uspokaja i łatwiej jest zaufać. Nie jesteśmy sami. Samotność to złudzenie i iluzja. Jedyne co nas trzyma w tej klatce oddzielenia to my sami i nasze o tym przeświadczenie. Przekonania zamykają nam drogę do szczęścia.
Dziś falowanie. Czuję w kościach, że będzie bujało… o ile to w góre jest bardzo przyjamne to to w dół jest mało radosne… że tak się oględnie wyrażę. Mam świadomość tego, że tak jest i że do tego to zmierza ale nie wiem czy sobie z tym poradzę.. możę właśnie powinienem? Może powinienem tupnąć i splunąć i powiedzeć, BASTA! NIE PRZEJDZIESZ! I przypomniała mi się scena z Włądcy Pierścienia, gdy Gandalf w pierwszej części powiedział do pewnego demona.. nie przejdziesz koleżko… choćby skały …… NIE PRZEJDZIESZ! I w tym jest metoda. W tym jest właśnie klucz a może nie tak? 🙂 Może to jest o wiele prostsze? Może nie trzeba się zmagać z demonami i pokazywać kto jest większym demonem? Może to nie o to chodzi… tak sobie właśnie pomyślałem, że przecież Miłość nie musi nikogo zwalczać czy nie puszczać… Miłość jest PONAD TO. Nie zwraca uwagii na tego typu demony… po co się rozpraszać takimi rzeczami skoro można się zwrócić do Mistrza który jest w Twoim, moim, każdego sercu? Można Mu zaufać, powierzyć i spokojnie spocząć na Nim. On nas poprowadzi.
Zabrzmiało to jakoś Chrześcijańsko? 🙂 Jak nie to zabrzmi. Myślę, że można śmiało się oprzeć na tym co zrobił Jezus Chrystus, nasz Brat. Myślę, że gdy wyciąniemy do Niego serce to On nam pomoże. Nie rękę, serce. Okazując Mu zaufanie i poddając się Jego prowadzeniu wyjdziemy szybko na prostą.
Gdzie jest nasza siła? Nie ma jej. Siła rybki jest w oceanie, bez niego ona nie istnieje. Tak samo my. My sami w sobie umrzemy raz, dwa, ślad po nas nie zostanie. Jedynie gdy wejdziemy w pełen rezonans z Oceanem Energii w którym to my jesteśmy rybkami i poddamy się Jego prowadzeniu, jako, że Ocean ten to wielki Ocean Kosmicznej Mądrości i Świadomości, Światła. Dopiero wtedy zaczniemy żyć. Dopiero wtedy otworzy się przed nami nasza prawdziwa rola i sens tej egzystencji.
Nasza siła drzemie w nas ale my nią nie jesteśmy. My możemy być z Nią Jedno. Tacy jesteśmy na najgłębszym poziomie naszego życia. Tacy byliśmy i tacy zawsze będziemy. Nie da się odłączyć od tego oceanu. A nasza siła to siła naszego oceanu. To siła którą mamy będąc kroplą wielkiej fali Miłości. To my, oczyszczeni, radośni, spokojni i potężni tak samo jak i ta fala która wspólnie wszyscy tworzymy. Fale Miłośći zalewają świat. Fale Światła Miłości oczyszczają i uświęcają świat.
Jak daleko identyfikujemy się z tymi falami? Jak bardzo pozwalamy im aby nas oczyściły, prowadziły, inspirowały? Dopóki nie pozwolimy im na to nasze życie będzie pozbawionym więszego sensu i celu nieświadomym spektaklem. Będzie nami rzucało co chwilę o rafy i stworzeni, przeświadczeni o własnej samotności, będziemy się kurczyć. A tego nie chce dla nas Bóg. On chce aby cały Ocean zaśpiewał jedną wielką pieśń miłości i radości aby wszyscy stali się jego delfinami skaczącymi wesoło ponad falami.