„eh… i znowu nie kupiłem mleczka” pomyślałem sobie rano robiąc kawę. Na szczęście miałem jeszcze resztki poprzedniego, to tragedii nie było, ale – co to za komunikat nadany sam do siebie? Skoro nie kupiłem, a chciałem, prawie że specjalnie po to szedłem do sklepu, a jednak „zapomniałem” tego kupić…. Jak to? Dlaczego? Dlaczego sobie to zrobiłem? Zastanawiający jest też ton i styl w jakim to sobie powiedziałem…. TYPOWA REPRYMENDA DAWANA MAŁEMU DZIECKU przez rodzica… nagana, przytyk… i oznaka braku miłości… braku samoakceptacji, szacunku dla samego siebie… wszystko widać właśnie po takich kwiatkach jakie sobie komunikujemy: znowu: nie posprzątałeś, nie zrobiłeś, nie poszedłeś, nie powiedziałeś/powiedziałeś – wciąż komunikat, że JESTEŚ NIE W PORZADKU i w związku z tym rodzic się gniewa.
Jaki rodzic kurna? Przecież jestem sam! Dorosły! O co chodzi? Po jasną cholerę taki samokomunikat prowadzę? No tak, to są echa dzieciństwa gdy podobny komunikat był słyszany i ZOSTAŁ UZNANY ZA NORMALNE, CODZIENNE ŻYCIE… bez czegoś takiego nie wyobrażam sobie świata…. To forma paranoi ok ale coś w tym jest. Każdy z nas przesiąka tym, co w domu otrzymał. Każdy wynosi sposoby interakcji ze światem które wyssał z mlekiem matki, usłyszał od ojca, zobaczył u dziadków, wszystkich, którzy mieli wpływ na jego życie. Rola rodziców jest oczywiście największa. Później takie schematy usiłuje się wprowadzić w życie, i dopóki nie uświadomimy sobie tego, to będziemy to nieświadomie powielać w życiu, w każdej relacji, w związku, pracy, domu. Może to być sposób komunikacji rodziców, możemy powielać rodziców grę między sobą – np. jedno udawało przed drugim, konspirowało więc my, później, w naszych związkach też tak robimy.. konspirujemy. Partner się wścieka, nie wie o co chodzi a my.. też nie wiemy, gramy rolę. Dopóki sobie tego nie uświadomimy, zaakceptujemy i w pełni wybaczymy…
Pomyślało mi się teraz, że dobrze jak ktoś ma masakrę w domu rodzinnym, jest molestowany, ma traumatyczne przeżycia. Nie, nie oszalałem tak do końca, chodzi o to, że jeśli coś takiego Cię w domu spotyka to nie masz wyjścia i musisz z tym pracować. Po prostu idziesz na terapie, spotykasz się z ludźmi którzy to przeżyli i przepracowujesz to. Dobre to jest dopiero w momencie gdy się ma to już za sobą, zrobiło się z tym porządek i właściwie wykorzystało do tego by życie było głębsze i bogatsze. Wiele osób, których to spotkało niestety tego nie robi ale to inny temat. Najgorsze jest życie nijakie. Niby jest dobrze ale tak naprawdę to jest źle albo niby jest źle ale tak właściwie to nie tak do końca źle i NIC SIĘ Z TYM NIE ROBI… nie ma odpowiedniej motywacji aby coś z tym zrobić, popracować bo „przecież jakoś jest” i to jest najgorsze.
Nie chcę tu mówić, że domy w których się pije, bije i molestuje to są dobre domy a te w których jest względny spokój, cisza, brak komunikacji są złe – NIE MA NIC ZŁEGO ANI DOBREGO, to tylko nasze oceny i kwestia postrzegania sprawy i to z perspektywy czasu. Chodzi jednak o to, że każda sytuacja powinna być motywatorem do zmian, do myślenia i pracowania nad nią, zastanawiania się dlaczego, po co i jak wpływa na mnie to co się wydarzyło. Przypomniał mi się pewien cytat, któregoś ze znanych psychologów „więcej uwagi przywiązujemy do wyjaśnienia znaczenia naszych snów niż do wyjaśnienia znaczenia naszej codziennej rzeczywistości”…. A przecież codzienna rzeczywistość też jest snem.
I ten sen trzeba wyjaśniać i pracować nad nim. Od dwóch dni boli mnie głowa. Znaczy, że wychodzi ze mnie jakieś duże przekonanie i mniej więcej wiem co się dzieje i o co chodzi. To, że obdarzam się takimi kwiatkami jak z tym mleczkiem, świadczy, że mam dużo do popracowania jeśli chodzi o samoakceptację i miłość własną ( nie mylić z egoizmem). Generalnie, żyjemy tu po to aby się tego nauczyć. Nasze związki, jakkolwiek bardzo czasem romantyczne wcale nie są po to aby były – nie one są celem samym w sobie. Celem każdego związku, czy to partnerskiego, czy zawodowego, towarzyskiego – każdego jest nauczyć nam kochać siebie samego we wszystkim i we wszystkich…. W końcu śnimy sen o rozdzieleniu ale tak naprawdę to nie ma nikogo innego niż jedno Ja.
Ok, to co z tą samoakceptacją i samokomunikacją? Ta druga mówi o tym jak wygląda ta pierwsza. Przede wszystkim – OBSERWRUJ obie. Jedną z mniej korzystnych i hamujących rzeczy jaką byś mógł zrobić to mówić sobie coś w stylu „oho, znowu się źle oceniłem… na tak, ale jestem (tu epitet), muszę nad tym popracować” – dorzucasz sobie w ten sposób jeszcze do pieca. Zamiast tego spróbuj tą drogą: „oo…. Oceniłem się….” I uśmiechnij się do tego, życzliwie to obejmij. Jak najmniej myśli i koncentracji nad tym jedynie zauważ i puść z błogosławieństwem… w ten sposób będziesz rozpuszczać te programy.
Jeśli masz czas to wejdź dalej w temat i poszukaj po kim to masz, skąd, kto Ci to sprzedał ale też ważna uwaga: nie patrz na to jakbyś robił świętą inkwizycję i szukał kogo by go/ją/to spalić na stosie! J patrz na to jak na poszukiwania skarbu, jakbyś szukał swojego ukochanego nauczyciela, kogoś kto Ci zaprogramował coś, co Ci ma pomóc żyć – WSZYSTKO CI SPRZYJA I PROWADZI DO DOMU, DO PRZEBUDZENIA, do odrodzenia się Twojego prawdziwego Ja w ziemskiej rzeczywistości. Ludzie, zdarzenia, rodzice, otoczenie w którym żyjesz sam, sama sobie wybrałaś wraz z ludźmi, którzy je tworzyli – to wspólna, przedwcieleniowa umowa, którą zawieramy z naszymi najbliższymi, także z tymi, którzy później grają rolę naszych oprawców czy nawet śmiertelnych wrogów. Nie oceniaj ich źle, szukaj pozytywów w tym co się wydarzyło… ZAWSZE je znajdziesz. Koncentracja na pozytywach sprawia, że człowiek wychodzi z roli ofiary i staje się zwycięzcą.
Wiec szukaj miłości dla siebie samego, samej bo po to tu żyjesz. Związki, rodzina, dzieci – to wszystko pola na których uprawiasz owoce miłości. Ale to Ty nią jesteś.
Z pozdrowieniem
Krzysztof