Wydaje mi się, że doszedłem do pewnego punktu, którego dalej samodzielnie nie dam rady przekroczyć. Zdałem sobie sprawę, że całe moje działanie jest tylko i wyłącznie działaniem mojego małego ja, które rozpaczliwie i desperacko próbuje odkryć swe Wyższe Ja. Rodzielenie jaźni? Nie zupełnie ale coś w tym jest. Chodzi mi o to, że teraz nie da się już dłużej okłamywać, bo i tak wiem, że wszystko co robię robię w oparciu o moje stare doświadczenia, stare nawyki, stary układ odnisienia i nie potrafię wymyśleć nic innego bez nowej wizji, bez nowej myśli. Nowego kontaktu. Więc otwary jak kwiat czekam na ożywiający deszcz….
Porównanie sobie strzeliłem niezłe ale do takiego kwiatu daleko mi a może… właśnie. Przecież to tylko moje ograniczenia i moje osądy mówią mi jaki jestem i co powiniem, na co zasługję a na co nie. To tylko i wyłącznie moje ograniczenia, przekonania. Nie wymyślę nic do czego nie dam sobie prawa. Nie przeskoczę sam siebie. Jeżeli mój umysł twierdzi, że czegoś się nie da zrobić, to choćby skały….
Dziś świeci Słońce. Dziś świeci słońce w tonie manifestacji i dzieje się. Poranne rozłożenie kart powiało takim światłem, takim otwarciem, że aż się chciało krzyczeć i śpiewać. Tak, to już, teraz, krzyczy moje ego ale wraz z końcem dnia ta energia się chowa… pojawia się inna. Też piękna, też ją znam. Zanim się jej nauczyłem wyłem jak pies, bo przecież nie tego się spodziewałem ale teraz już wiem… już ją znam i wpełni akceptuję. To tylko moje programy i oczekiwania ale jak żyć bez oczekiwań? Nie da się. Szukajcie a znajdziecie, pukajcie a otworzom wam… i będę tak robił i nie zadowolę się niczym małym, zwykłym. Jeszcze nie teraz. Do póki nie poznam Prawdy, nie otworzę się na Nią bezreszty, bezgranic, bez czasu i przestrzeni do póki będe szukał, czekał, kołatał i pytał…. Jestem na dobrej drodze. Jestem. Jam Jest. Pieśnią szukającą swego Pieśniarza.