“jak grom z jasnego nieba” – wiesz co jest wielkim minusem bycia nie asertywnym, braku umiejętności komunikowania własnych uczuć, emocji, oczekiwań i wytyczania własnych granic ? To, że któregoś dnia się wkurwiamy i waląc pięścią w stół mówimy “dość!”. To co znosiliśmy, tolerowaliśmy do tej pory, teraz już stwierdzamy, że nie będziemy dłużej tolerować. Wtedy, u drugiej strony pojawia się wielki “Zonk” – “No jak to? Do tej pory było ok, nic nie mówił i nagle mu to nie pasuje i kończy i to definitywnie? Porąbało go?”
Nie potrafimy na bieżąco komunikować swoich prawdziwych emocji i uczuć – tłumimy to w sobie aż się nazbiera góra “gorzkich żalów” urośnie wrzód – wtedy on pęka i robi się syf. Boli wszystkich – wszyscy są zdziwieni, bo okazuje się, że oni nie znali tego człowieka, który nagle pokazuje jakieś inne oblicze. My, którzy jesteśmy nie asertywni, też jesteśmy zdziwieni. Tak, czuliśmy, że nam nie pasuje, czuliśmy, że jest nie tak, ale ciągle wierzyliśmy, że druga strona się domyśli! Odgadnie nasze uczucia, zrozumie, że powinna zachować się tak, jak my myślimy, że powinna! A ona nie… jakaś dziwna, brnie w swoje i wymaga od nas tego, co my wiemy, że nam nie pasuje, ale głośno o tym nie mówimy, bo trawi nas jakiś piepszone poczucie obowiązku – powinności, wpojony, wbity w podświadomość program, że trzeba być grzecznym, usłużnym, ustępować, być „dobrze wychowanym”. W związku z tym mamy starach przed tym, aby kogoś nie urazić… Przy codziennej komunikacji oszczędzamy komuś małego bólu, dyskomfortu (i sobie – przede wszystkim sobie), a później, w zamian fundujemy wielką, skondensowaną ilość niedobrych emocji, pretensji, żali…
Widzisz to u siebie? To raczysko, które toczy naszą społeczność – prawie wszyscy się przejmują tym co myślą inni i prawie wszyscy udają kogoś innego niż są naprawdę – w imię dobrych zasad i dobrego wychowania. Wszyscy udają kogoś innego niż są. A jak ktoś odważy się być asertywny i jasno wyraża swoje emocje, to patrzy się na niego jak na kosmitę (jakbyśmy mogli być czymś innym niż istotami kosmosu) – jak to? Mówi to, co czuje? No bezczelny! Wszyscy się tu wysilamy, tracimy masę energii aby utrzymywać te sztuczne konwenanse, a ten co – myśli sobie, że może tak po prostu się komunikować i wyrażać?
Niestety strach przed potępieniem przez społeczność takiej otwartej, asertywnej postawy sprawia, że mało kto sobie na to pozwala, a ci którzy sobie pozwalają „mają to w dupie” czyli wyrażają się przez bunt, a nie przez świadomy, pełen szacunku i tolerancji wybór. Dlatego asertywność często kojarzy się z chamstwem, bo trzeba być silnym i zdecydowanym, aby upomnieć się o swoje i wyrwać się z tego teatrzyku lalek w którym każdy, każdego pociąga za sznureczki. Jak ktoś się wyrwie, to jest oburzenie pozostałych „Hej! Ja pozwalam sobą pociągać to i Ty musisz pozwolić! Co Ty sobie wyobrażasz? Że jesteś lepszy? Jak śmiesz!?” brzmi niewerbalny komunikat, a na świadomie, na powierzchni mówimy, „co za cham, prostak. A feee” i odcinamy się od takiej osoby. Tu jest też potężny mechanizm kontroli społecznej – wykluczenie ze społeczności. Jest to strach egzystencjonalny. Kiedyś być po za społecznością oznaczało pewną śmierć… To było dawno ale tkwi ten program w nas, w duszy człowieka jako istoty plemiennej.
Polska to już chyba centrum takich zachowań. Oczywiście, nie zawsze tak było. Były czasy gdy pod Rakowem kwitła myśl Braci Polskich Arian – jeden z najbardziej reformatorskich ruchów na Ziemi ale to były lata 1562 – 1658, później, było już poprawnie politycznie…
Ta zgnilizna emocjonalna przyszła z salonów, z góry, zgodnie z założeniem, że ryba psuje się od głowy. Nikt na górze nie może sobie pozwolić na prawdziwe emocje, uczucia. Na górze jest POLITYKA – która w obecnej formie jest formą wojny mentalnej, którą toczą ze sobą wszyscy zaangażowani. Nie ma odruchów serca, spontaniczności, szacunku, chęci współpracy – jest za to ciągła gra pod publiczkę, interes polityczny, wyrachowanie, kalkulacja, trzeba uważać na każde słowo i nikomu nie ufać – skrajnie nieprzyjazne, niszczące same siebie środowisko.
Ale też wśród ludzi „normalnych” maska na twarzy, to obowiązek. Nie uśmiechamy się do siebie przyjaźnie, nie patrzymy sobie w oczy. Jak ktoś tak robi, to jest dziwny, podejrzany, może złodziej. Wbite przez lata zaborów konspiracyjne, kolaboracyjne zachowania sprawiają, że nikt, nikomu nie ufa – przecież to mógł być zdrajca, może nas sprzeda, oszuka, „zakapuje” (słowo jak dla mnie prosto z obozu koncentracyjnego) . To wszystko tkwi w naszej zbiorowej podświadomości polskiej. Tkwi i robi nam masakrę w życiu. Sprawia, że jesteśmy narodem skrajnie dla siebie nie przyjaznym, za to przyjacielskim dla innych nacji – tak, bo innym można ufać! Inni nie są Polakami, więc można im ufać a Polakowi… a jak to kolaborant? Lepiej się uśmiechać i udawać, że jest w porządku, że nam to pasuje, że ok, robimy to z dobrej woli… ale na dłuższą metę nie oszukamy siebie, nigdy.
Tego typu narodowe uwarunkowania bardzo sprzyjaną powstawianiu nieasertywnych zachowań. Do tego, gdy dojdzie programowanie rodzinne, które nie daj Boże jest jeszcze powiązane z jakimś rodem dawnej polskiej szlachty, w której jak w polityce wszystko było polityczne i pod publikę, to wychodzi koktajl takich emocji i uwarunkowań, że naprawdę ciężko z tym żyć, ciężko się wyrażać, ciężko być szczęśliwym…. Bo nie jest się sobą i to do takiego stopnia, że nawet nie wiemy co to znaczy być sobą i się po prostu wyrażać, zachowywać, być szczęśliwym.
Nie wierzysz, że tak jest? Te wizje, które tu roztaczam uważasz, że są przesadzone? Zobacz na ulice. Ludzie pracują, mijaj się w biegu. Oglądają nałogowo telewizję. Zażywają leki, chorują, pracują, umierają. Oglądają coraz głupsze kabarety, filmy, programy rozrywkowe. Uciekają w sport, hobby albo w używki, imprezy. Piją alkohol, ćpają – byle by zagłuszyć czymś pytania… byle uciec od problemów, od kłopotów, złych emocji. A im bardziej chce się uciec tym bardziej one nas dopadają. Ludzie dzielą się na dwie kategorie (to mądrość z jakiegoś starszego filmu) na tych co uciekają przed goniących ich bykiem i na tych, co łapią go za rogi i zaczynają żyć .
Ale co nam to daje? Wszystko ma swe plusy i minusy (lub plusy dodatnie i plusy ujemne ;)) to, że tkwimy w takim głębokim, wewnętrznym konflikcie sprawia, że jesteśmy bardzo świadomi swego wnętrza – lub przynajmniej jesteśmy na najlepszej drodze aby je odkrywać. Te lata niewoli, wojen, partyzanckich czasów i podejrzliwości sprawiły, że Polacy są teraz bardzo, ale to bardzo mocno uwrażliwieni, żyjemy wnętrzem. I tu jest nasza nagroda i cel nadświadomy, dla całej nacji. Po to nam się to wszystko dzieje, aby nasz naród wydał impuls z Wnętrza. Nie zrobi tego Amerykanin czy Europejczyk, który rozpuszcza się i zasypia w swoim dobrobycie. Nie zrobi tego hedonista, ekstrawertyk, który żyje chwilą, zmysłami, bez dłuższego zastanawiania się, bez refleksyjności – oni nie mają takiej potrzeby, Po co sięgać w głąb, narażać się na niewygody, niezrozumienia, nielogiczności czy na wyrzeczenia skoro wszystko jest na wyciągnięcie ręki, na wierzchu, proste, logiczne, praktyczne? A przecież wszystko przychodzi z Wnętrza.
Rozpisałem się, a miało być o asertywności i wyrażaniu siebie ale ponieważ wszystko się ze sobą łączy, wszystko jest częścią jakiejś całości to też i doszło się do jakiś większych rzeczy. W każdym razie o Wnętrzu napiszę innym razem, teraz chcę podsumować tę naszą asertywność a raczej jej brak.
Nie wytyczając granic, nie egzekwując ich narażasz się na ciągłe rabunki energii, na gwałty na Twojej osobie. Doprowadzi do to tego, że stracisz szacunek do siebie, innych i zaczniesz walczyć, zaczniesz robić rewolucje w myśl schematu „cichy, cichy i nagle bum” – oddaje to nawet powiedzenie „cicha woda brzegi rwie”. Aby nie rwała, trzeba dać jej szanse na to by płynęła swoim rytem, tak jak chce, czyli musimy mieć odwagę wyrażać siebie w sposób dowolny, swobodny i bez strachu, że ktoś skrzywdzimy, tym co robimy, a wręcz z miłością i z dobrym nastawieniem, z zaufaniem do nas samych, do naszego Wnętrza, że to co tam jest, wywoła tylko dobro i korzystne reperkusje. Niestety, ponieważ żyjemy w środowisku skrajnie nieasertywnym i dwulicowym (wielolicowym), więc nasze impulsy z Wnętrza mogą czasem być hardcorow. To samo Życie, którego jesteśmy nieodłącznym elementem, chce uzdrowić tę chorą, dysfunkcyjną rzeczywistość dlaczego czasem kopie i daje w mordę, aby jak najszybciej sprawy zaczynały się uzdrawiać. Dlatego pojawiają się jacyś „whistlerblowers” jak Snowden, którzy pokazują fałsz i hipokryzję – świat się będzie uzdrawiał NAMI, z nami czy bez nas, bo to co do tej pory było akceptowalne teraz już nie jest i będzie się wszystko kierowało w stronę szczerości, czystości, szacunku i prawdy, czy w końcu Miłości, która podtrzymuje zdrowie społeczeństwo.
A my? Jeśli przyłapałeś się na tym, że też masz tego typu „szlacheckie zachowania w prostackim świecie”, to nie przejmuj się. Pogratuluj sobie, bo chciałeś tak żyć, chciałeś tego doświadczać – nikt tutaj nie jest za karę tylko tego chciał. Odetchnij głęboko i zacznij powoli odcinać te sznureczki, którymi pociąga Cię społeczeństwo, rodzina, szef w pracy, reklama, politycy… oni wszyscy trzymają sznureczki, którymi Cię kontrolują – ale nie czuj się ofiarą, bo Ty robisz dokładnie to samo z nimi, tylko w innym zakresie. Teraz naszym zadaniem jest, aby to rozpoznać i wybrać inne schematy zachowań, inne wzorce, inne zestawy myśli i połączyć się z ludźmi, którzy myślą podobnie do nas – to akurat się będzie działo automatycznie, bo działa prawo przyciągania. Ty masz sprzątać na swoim podwórku – reszta się będzie działa automatycznie. Twoja świadomość tych procesów będzie rosła wraz z Twoja zdolnością do ich rozumienia. Wszystko jest pod kontrolą – opieką, bardziej niż sobie z tego zdajesz sprawę.
Pozdrawiam i świadomości życzę
Krzysztof Kina
Ps. Obserwuję te nieasertywne zachowania u siebie…pracuję z tym od jakiegoś czasu, niełatwe, przyznaję, wiele razy musiałem wejść w g… ale po drugiej stronie jest garnek złota… jeśli chcesz, weź moje doświadczenia aby budować swoje, lepsze, wyższe.