Umieramy z pragnienia a pływamy w jeziorze dobrej do picia wody… tylko, że ta woda wydaje się nam nie zdatna do tego. Jest zmącona i wydaje się nam ona nie dobra. Za wszelką cenę staramy się utrzymać jak najwyżej głowę. Powiedziano nam, że mamy wytrwać, że ta woda to nie wiadomo co i być może i sam diabeł…. niedobrze… pływamy choć sił coraz mniej i samotno tak bardzo… dokoła też pływają, otwierają usta, chwytają powietrze i starają się utrzymać na powierzchni ale coraz więcej strachu widać w ich oczach…. kiedyś było łatwiej… ta woda nie jawiła się tak BEZDUSZNIE… może patrzyliśmy na nią tak jakoś staroświecko, zabobonnie ale ta woda, jakkolwiek dość surowo się jawiła. Pełna jakiś dziwnych zasad, przykazań była nam choć z jednej strony straszna to jednak szliśmy do niej a teraz… powiedzieli nam, że to, że tak patrzyliśmy, że ta woda to coś mistycznego to tylko nasze urojenia, że to nie jest żadna święta woda…. po prostu H2O i do tego mętne i cała sztuka w tym aby dobrze po niej pływać i nie zatonąć…. i my z tą świadomością… nie, nie czujemy się lepiej… co z tego, że wiemy, że to był zabobon skoro teraz się męczymy i nie widzimy jakoś radości… przecież…. przecież umieramy z pragnienia pływając po jeziorze… dokoła pełno nam podobnych, ze strachem w oczach pływaków…. co się dzieje? Dlaczego tak?? Kto wymyślił taki cyrk? Jak to możliwe…. gdzie my jesteśmy… i nagle…. nagle okazuje się, że….. | |
Nagle okazuję, że gdy już opadamy z sił i coraz większa beznadzieja zagląda nam w oczy i zaczynamy się powoli poddawać to okazuję się, że przecież MY JESTEŚMY RYBAMI!!!! Do jasnej cholery!! KTO NAS TAK W KONIA ZROBIŁ????!!!! Do jasnej, ciasnej!! Dlaczego my się tak kurna męczymy?? Przecież jesteśmy rybami i możemy śmiało zanurzyć się w tym jeziorze, które okazuje się, że KTOŚ SZTUCZNIE MĄCI ABY NAS OSZUKAĆ. Okazuje się, że my doskonale pływamy, że woda pod powierzchnią jest krystalicznie czysta i my…. CZUJEMY SIĘ W NIEJ JAK RYBA W WODZIE!!! Co za radość! Co za ulga! Co za szczęście!!
Nagle zanurzamy się w wodzie i z radosnym pląsem wyskujemy na powierzchnię jeziora, połyskujemy w słonecznym blasku tysiącem kolorów i z radością krzyczymy do naszych wcześniejszych towarzyszy “NIE BÓJCIE SIĘ WODY! JESTEŚCIE RYBAMI!! NIE BÓJCIE SIĘ ŻYCIA! JESTEŚCIE ŻYCIEM!!
Zanurzając się w pełne miłości otchłanie wody odkrywam, że nasze jezioro jest połączone z pięknym morzem a ono z bezgranicznym oceanem… co za radość!! Co za ulga!! Odkrywam teraz swą Tożsamość. Odkrywam swą dobroć, nieskrępowaną wolną wolę. Mogę płynąć gdzie chcę. Mam wszystko co mi trzeba do szczęścia, bo odkryłem że jestem dobrą i szczęśliwą rybką pływającą w oceanie miłości i coś czuję, że samo to wystarczy aby życie było lekkie, miłe i przyjemne. Pełne pozytywnych wyzwań, twórcze i spełnione. Jeeesss! Co za ulga!
Więc… nabieram pędu i znów wyskakuję na powierzchnię i krzyczę do tych co łapczywie chwytają powietrze i walczą by nie utonąć… JESTEŚCIE RYBAMI KOCHANI. JESTEŚMY RYBAMI. OCEAN TO NASZ DOM. WRACAMY DO NASZEJ PRAWDZIWEJ TOŻSAMOŚCI. WRACAMY DO NORMY. ODWAŻ SIĘ I ZAUFAJ SOBIE. UWIERZ W SWOJE DOBRO I BĘDZIE DOBRZE…
tak mi się dziś napisało jak zasiadłem przed Orideą… tekst popłynął z serca, od Wyższego… niech świeci. Dziękuję i pozdrawiam