Tak ciężko jest wybic się poza myslenie o czasoprzestrzenii, uwierzyc we własną wiecznośc. A przecież to takie proste- wczoraj już minęło, do jutra jeszcze daleko, więc nie pozostaje nam nic innego jak wypielęgnowanie obecnej chwili. Lekceważąc ją zaburzamy przecież własne przeznaczenie zmieniając tym samym przyszłośc, bo przyspieszanie jej nie przynosi nic dobrego.
Gnamy tak każdego dnia, a ja sama straciłam już orientację, który jest dzisiaj, jaki dzień tygodnia i ile jeszzcze przede mną. Drobne obowiązki tak samo jak małe przyjemności zaprzątają me myśli, a ile są one warte skoro za niedługo nie będę ich nawet potrafiła umiejscowic w czasie czy przywołac ich wyraźne wspomnienie. To wszystko mija.
Dlatego bez względu na to, gdzie się znajdujemy, obojętnie co zaleca norma, obojętnie jakich wzorców postanowiliśmy się trzymac- możemy w każdej sekundzie swojego istnienia zdecydowac się na spontan;) i robienie dokładnie tego, czego pragniemy. Co nam stało na przeszkodzie do tej pory? Szef, rodzina, wewnętrzna blokada? Chyba stac nas na te parę chwil przerywnika i pójście za impulsem własnego wnętrza.
Nie ma jakiś najlepszych zasad, najlepszych religii, patentów na podnoszenie własnego stanu świadomości. Istnieje milion teorii, które u kogoś się sprawdziły- u nas natomiast niekoniecznie muszą. Za to jedna prawda jest nienaruszalna, choc u każdego może przejawic się w zupełnie inny sposób, ważne by przemówiła. Jest to miłośc jakotaka dla siebie samego, dla bliźniego i wszelkiego stworzenia. Miłośc która otwiera nas na wszechobecne piękno codziennych sytuacji, zwykłych rzeczy. Otwierając się na nią stopniowo jesteśmy w stanie bez czytania tysiąca ezoterycznych książek i mędrców dostrajac się do Nieskończoności, a przez to do Własnej Duszy.
Bo „ Bóg jest miłością, a kto trwa w miłości ten trwa w Bogu”