Wszystko mamy od naszych rodziców. Wszystkie nasze cechy, umiejętności rozwijają się wokół programów, którymi Oni żyli i zawsze idziemy szlakiem, który oni wyznaczyli… możemy tylko iść na dwa sposoby: walcząc z nimi lub wiernie ich naśladując. Obie wersje nie są do końca właściwe… każdy powinien iść własną, drogą, „tworzyć własną legendę”, ale zanim to zrobi, MUSZI spłacić dług, jaki zaciąga wobec rodziców i społeczeństwa ziemskiego rodząc się.
Nic wielkiego nie zrobimy, jeśli świadomie nie rozpoznamy programów, jakim oddawali się nasi rodzice. Dopóki w pełni nie uszanujemy, zaakceptujemy i ogarniemy ogrom tego, co dla nas zrobili, robią nasi Przodkowie. To jest niezbędny krok na drodze do jakiegokolwiek świadomego życia. Jeśli nie akceptujesz któregoś ze swoich rodziców. Jeśli, któregoś stawiasz wyżej lub niżej, negatywnie oceniasz nigdy nie będziesz żył swoim życiem… dopóki kogokolwiek oceniasz jesteś jego niewolnikiem… nieświadomym zombie… to się tyczy zwłaszcza rodziców… jeśli masz negatywny stosunek do któregoś z nich… nic nie wskórasz w swoim życiu… będzie ono kalejdoskopem wzlotów i upadków… szarpaniny…
„Czcij Ojca swego i Matkę swoją” – nie od parady znalazło się to przykazanie w dekalogu. Jest to niezmiernie ważne i zarazem wyzwalające, jeśli się na to dobrze spojrzy. Oczywiście, tak jak w wielu przypadkach i tutaj jest lekka, aczkolwiek wielce zniekształcająca ogólną treść manipulacja… zamiast czcić powinno być szanuj i … nie krytykuj, nie oceniaj…, bo to właśnie to zamyka w karmicznym kręgu przyczyny i skutku.
Bardzo ważnym jest, aby nie krytykować i nie oceniać. Za każdym razem, gdy kręcimy zniesmaczeni nad czymś nosem, gdy kiwamy z niedowierzeniem głową, gdy marszczymy brew z dezaprobatą – generalnie oceniamy, krytykujemy WPUSZCZAMY DOKŁADNIE TO SAMO DOŚWIADCZENIE DO NAS, do naszego świata i sprawiamy, że wcześniej czy później sami zachowamy się dokładnie tak samo jak oceniona, skrytykowana przez nas osoba.
To się tyczy rodziców, może nawet i zwłaszcza rodziców, ale nie tylko. Dziś też ze zdumieniem odkryłem swoje zachowanie, względem mojej Asi, które było mniej więcej takie samo jak to, które kiedyś bardzo mi się nie spodobało w zachowaniu mego Kolegi względem Jego Żony… Uśmiecham się do tych sytuacji. Wybaczam im, sobie i dziękuję im i sobie, że to dla mnie odegrali i też i przepraszam ich za to, że musieli to dla mnie odegrać… Świat jest konstrukcją miłości. Tego typu zagrania wymagają wielkiego wyrzeczenia, bo są wbrew naszej naturze…, ale, wszyscy tutaj, teraz żyjemy wbrew naszej prawdziwej naturze. Jeszcze.
Wszystko, co mamy, czym jesteśmy mamy od naszych rodziców. Czy oficjalnie i chętnie ich kopiujemy czy też nieoficjalnie, oszukując samych siebie, dzięki właśnie krytykowaniu, ocenianiu ich zachowań i postaw, to już drugorzędna sprawa. Teraz chodzi tylko o to, aby rozpoznać te rzeczy. Rozpoznać i przyjąć świadomie, z otwartym sercem i wdzięcznością WSZYSTKO to, czym dla nas są i co dla nas zrobili…. Może to być bardzo trudne… niektórzy rodzice potrafią być naprawdę potworami… i trzeba mieć wielką siłę, aby spojrzeć na nich z miłością, ale… jeśli tacy są, jeśli właśnie Twoje życie potoczyło się takimi, traumatycznymi drogami to jest to tylko tego oznaką, że TWÓJ RÓD POTRZEBUJE RADYKALNEGO UZDROWIENIA i to Ty, tu i teraz możesz tego dokonać… Popatrz na to jak na świętą podróż, która wiedzie do skarbu ale na samym jej początku nie wiadomo o co chodzi i jest straszna.. Jednak z każdym dniem jest coraz jaśniej, coraz przestrzenniej. Coraz więcej światła, miłości, świadomości… odkrywasz coraz więcej piękna w sobie i w świecie, który przeżywasz… zaczynasz odkrywać siebie w zakamarkach codzienności… wszędzie, za każdym rogiem, na każdym kroku… w każdej twarzy i z początkowym zdumieniem, a później z coraz większą radością i ulgą zaczynasz śmiało i raźnie iść tą drogą… ta droga prowadzi do Domu… do prawdziwego Ciebie…. To ścieżka piękna, niewinności, mocy i służby…. Odkrywasz prawdę i ona Cię uskrzydla… oto Życie.
I to wszystko jest wynikiem Twej wielowcieleniowej podróży, której jednym z etapów są obecni, Twoi biologiczni rodzice… To oni Cię sprowadzili na Ziemię. Ty wybrałeś Ich a Oni Ciebie. Zawarliście umowę, każdy mówi, że posprzątasz ich rodowe, karmiczne powiązania…, że wniesiesz światło świadomości, wyższego Ja do życia… a jeśli Ci się nie uda, przekażesz pałeczkę dalej, swoim dzieciom i one dokończą dzieła… wielkiego dzieła. Dlatego popatrz na siebie jak na dzielnego wędrowca. Kosmicznego Skauta, który wchodzi w życie na tej planecie wiedząc doskonale co go czeka i jak trudna jest misja której się podejmuje. Przed urodzeniem się, przed inkarnowaniem WIESZ co będziesz miał do przeżycia.. to trudna misja a Ty odważnie się jej podejmujesz… w imię miłości, w imię Twego wkładu dla dobra większej Całości… już tylko za to wielki szacunek Ci się należy. (Fakt, że wielu nie daje rady spełnić swych postanowień, bo warunki na planecie są naprawdę trudne ale i tak… potencjał jest i czasem, do przebudzenia wystarczy jeden impus.)
Teraz już finiszujemy w tej grze. Teraz to już końcowy etap. Dlatego tyle traum wychodzi z ludzi. Dlatego jest tak mrocznie. Nieświadomie. To ostatni etap. Finisz. Na nim może być najtrudniej. Wieki mrocznej energii teraz nawarstwione, jak ściśnięty wrzód pęcznieją i pewnie nastąpi eskalacja tej energii. Jakoś musi zostać zneutralizowana… przewartościowana… nie jesteśmy na szczęście w tym sami…. Idzie wielka fala… popłyniesz na jej grzbiecie czy utoniesz w jej topieli? Tsunami Światła.