Czasem boli i wiem jak boli. Czasem jest tak beznadziejnie i czarno, że chce się wyć albo katapultować z tego świata. Dopadają tak dekadenckie nastroje, że tak właściwie to nie wiadomo, po co się męczyć dalej… Wszystka wiedza, cała świadomość gdzieś pryska, rozpada się jak bańka mydlana i jestem… Wątpiący, zlękniony i słaby. Dokładnie taki, jaki nie chcę i nie lubię być, ale… Widać tak też się muszę nauczyć być i tego też moja Dusza zapragnęła do nauki… Moje ego nie może tego przeboleć i choć chciałoby czegoś zupełnie innego to musi skapitulować i się poddać. Zwinąć w trąbkę i czekać….. Więc czekam. Na ocknięcie.
Świta myśl w głowie: to przecież jest widać mi potrzebne, nic się przecież nie dzieje bez sensu. Ok. Jestem prowadzony. Ok. Przecież ja to wiem! Ale co z tego, jeżeli opadnie ze mnie energia i wszelkie takie myśli też czmychają? Pozostają tylko te raczej niewznoszące…Te, które sprawiają, że się odechciewa wszystkiego… I jak tu żyć w takim przypadku?
Najlepszym sposobem na takie coś jest inny człowiek pełen dobrych chęci, szczery i nienatarczywy. Który nieprzekonany o swej nieomylności i słuszności swej misji po prostu pocieszy jakimś dobrym słowem. W świecie energii wygląda to tak, że po prostu przekaże Ci trochę swojej lub jeżeli jest rozbudzony to Kosmicznej energii i już będzie dobrze. To musi być czyste, nie winne i bardzo delikatne. Mało, kto potrafi brać jak należy. Zazwyczaj na naszym braniu ciąży klątwa przeczucia, że później trzeba będzie oddać i się boimy przyjmować! I tak mało mam… Albo nic nie mam a tu jeszcze ten ktoś mi da i będę mu musiał oddać i będę się źle czuł, więc nie chcę niczyjej pomocy. Wolę tu kojfność w samotności. I tak przecież nikt mnie nie kocha, więc na pewno ta próba dawania to tylko chęć zamanipulowania mnie…. Co za syf.
Żeby żyć normalnie trzeba mieć świadomość tego, że się jest w równowadze. Że żyje się w Jedności z Kosmosem i że jeżeli Mu pozwolimy to nam pomoże i zaopatrzy. Że ześle swych ludzi i sprawi, że sytuacja się zmieni. Jeżeli jeszcze oczyścimy nasze intencje, prześwietlimy programy tak, aby nie były skierowane na autodestrukcję tylko na tworzenie pozytywnych związków, relacji wtedy wszystko zacznie grać lepiej i sprawniej. W życiu zaczną się pojawiać tacy ludzie, którzy podobnie jak my mają już przepracowane pewne "złe klimaty" i wszystko zacznie się poprawiać. Jeżeli jeszcze całe nasze postrzeganie świata oprzemy o wiedzę duchową o tym, Kim się Jest i po co wtedy już na pewno będzie dobrze. Wcześniej czy później a takie huśtawki jak miałem wczoraj, przedwczoraj będą tylko zrobieniem kroku wstecz dla nabrania lepszego rozpędu przed skokiem do przodu. I wszystko jasne.
Jeżeli nie masz, kogo poprosić o pomoc daj znak w świat i pozwól sobie pomóc. Jest pełno organizacji, które chcą pomagać, ludzie na prawdę chcą pomagać i robić dobrą robotę. Wszyscy tu jesteśmy po to, aby się na wzajem uczyć i aby sobie pomagać i się wspierać, więc… śmiało. Pisz na forum drogowskazu. Użyj Oridea. Daj znak, że potrzebujesz….. Pozwól sobie pomóc.
Pozdrawiam słonecznie
Kris