Mam doła. Zawsze w takiej sytuacji pojawia się pytanie: czy to musi być takie trudne? Dlaczego to nie jest łatwe, miłe i przyjemne? Po co ta siermiężność… wiem, wiem, to test, próby, coś ze mnie wyłazi. Jakaś niemoc mnie za gardło łapie i na pożegnanie chce mi takiego soczystego, zapierającego dech w piersi buziaka dać… udaje jej się …. szelmie. Tylko, że jak nie rozpoznam co to jest to moż znów powrócić a nie chciałbym… co mnie tak kurna zamuliło? Co to za muł? To brak jakiejś jasnej wizji na najbliższy czas a może w podświadomości siedzi jakiaś wizja niefajna? Może to to mnie dobija? Bo roboty mam dużo? Bo nie czuję się połączony… nie czuję tego cudownego Boskiego zasilania, które sprawia, że wszystko jaśnieje, nabiera koloru i sensu. No tak… tylko, że jak jestem w takim stanie to mam tysiąc innych spraw do zrobienia i nie ma czasu popisać choćby na blogu. Więc… hosaanna, że mam doła, bo coś napiszę… to znów mi wygląda na atak choroby bluesowej… coś tu muszę wykobinować… chyba sobie za dużo pracy przed nos położyłem i nagła świadomość, że braknie mi go na to by właśnie coś popisać, coś zrobić z moimi duchowymi projektami mnie zamuliła. Muszę to zreogranizować. Pracoholizm pracoholizmem ale żyć trzeba 😉
Tak właściwie to wiem, że emocje są jak ból dla orgaznizmu. Czyli mówiąć krótko dostaję sygnał, że pakuję się w coś co niezgadza sie z moim wewnętrznym oczekiwaniem, kodeksem zachowań. Coś mnie będzie bolało lub czegoś się boję. Przeczuwam coś, bo przecież nie jest tak, że już siedzę w tej potencjalnie nie przyjającej systuacji tylko sobie o niej podświadomie myślę.. czuję, że będzie źle więc się już zachowuję tak jakby to miało miejsce… mała paranoia i bezsens. To dlatego wszędzie się trąbi o tym aby żyć w chwili obecnej ale oczywiście to co się odczuwa nie można ognorować. To bardzo dobrze, że przychodzi taki sygnał tylko co z nim zrobić? Trzeba to rozpoznać i spróbować spojrzeć na to inaczej… betka! Co mnie tak może szarpać? O co mi chodzi? Czego się boję?
Standardowy pakiet osoby z niskim poczuciem własnej wartości. Ale co z tym zrobić… już mnie brzuch boli od śmiechu… 😉 coś wymyślę…