..noszę w sobie, w swoim jestem rozmowę z “kinem” dnia.. wieczorem, kładąc się spać, po modlitwie, przed lub w trakcie, albo zapominając o niej zupełnie, chcąco-niechcący łączę się z własnym sercem.. jeśli zapomnę, ono i tak obudzi. Serce nie zapomina, że jest w moim ciele.. moje ego zapomina czasem, że jest przeniknięte sercem.. serce ze snu budzi i przypomina, że jest :))
Nieskładnie może wyjaśniłam, że chodzi mi o rachunek z sumienia, z własnego czegoś-tam co nas spotkało w ciągu dnia.. z przebudzenia, a wcześniej myśli przed snem.. z tego, co nas spotkało i z jaką naszą postawą stanęło twarzą w lustro.. z tego, co przed, co po, co w międzyczasie..
Na ile szczerze potrafię pogadać z naszym “kinem”? a bo ja wiem?? …i jeszcze pytanie – czy za tym “kinem” widzę Krzysia K, czy swoją własną twarz? a jeśli swoją, to którą założyłam maseczkę na ten dzień – na szczęście? a może na nie-szczęście?
Jakkolwiek by było, albo i nie.. może nad naszym “Krzysiem dnia” bardzo warto zastanowić się…
jeśli Pan Gospodarz pozwoli 😉
Serdeczne dobranoc :*