Dziś maiłbym okazję powiedzieć świadectwo. Świadectwo to bardzo popularny wśród Chrześcijan sposób na podzielenie się tym jak Bóg odnalazł nas. Każdy ma swoją histroję tego i zacząłem się zastanawiać czy ja też mogę o tym powiedzieć, czy mam swoje świadectwo.
Sprawa jest nie taka prosta jak by się mogło wydawać. Nie potrafię tak po prostu jak Oni spojrzeć na świat. Dla mnie jest to zbyt mało. On wierzą w Biblię i ich wiara im zapewnia Zbawienie. Proste ale jak dla mnie za trudne. Próbowałem sobie pomyśleć jak by mogło wyglądać moje świadectwo i może by było to coś takiego….
Jeszcze parę lat temu byłem trzeźwo patrzącym na świat ateistą i na wierzących patrzyłem jak na w najlepszym przypadku pomyleńców… Całe gadanie o Bogu, Jezusie i całym tym czary mary po prostu mnie bawiło i to jak miałem dobry humor. Bóg nie postawił mi na drodze żadnego normalnego Chrześcijanina, a nawet tych co uważali się za uduchowionych też niezbyt… Na tamtym etapie zrazili mnie i ci i ci, ale Chrześcijanie przede wszystkim. Znałem ich z lekcji religii, z gazet i skandali naszych miejskich księży, kiedy to nasz duszpasterz robił tak żenujące sprawy, ze szkoda było gadać. Słyszałem kto szedł do seminariów i co tam się działo, słyszałem co sami księża o tym mówili, czytałem NIE i grzebałem w historii i wszystko to tylko wywoływało jeszcze większe oburzenie, obrzydzenie…. nie dziwiłem się niewierzącym, że nie wierzą tylko wierzącym, że wierzą w takie bzdury… jak można było wierzyć w coś tak nielogicznego, bezsensownego, ograniczającego…. gruszki na wierzbie, i trele morele. Pfuj!
Później przyszedł dzień X. Dostałem w czapę i ledwo mnie odratowali. Dostałem na tyle skutecznie, że się przebudziłem do wiary w Boga. Choć to też nie było od razu… Pamiętam swój dekadentyzm przed wypadkowy i pytanie gdy już wracała świadomość i zaczęło docierać do mnie co się stało… PO CO JA DALEJ ŻYJE?? PO CO TEN TEATRZYK DALEJ TRWA? Wtedy jeszcze nie wierzyłem ale na szczęście wkrótce zacząłem…. Dotarły do mnie książki, pamiętam, ze pierwszą była dla mnie Potęga Podświadomości Murphego zrobiła na mnie piorunujące wrażenie ale największe wrażenie zrobił na mnie Andrzej. Tak, to Jemu zawdzięczam to, że wstawił mnie na właściwe tory.
Andrzej był – jest bioenergoterapeutą, uzdrowicielem, nauczycielem. Osoba świadoma prawd duchowych, życia. Mądry Człowiek. Przyjechał do mnie wtedy jako znajomy mojej Siostry, która poznała Go trochę wcześniej na jakimś warsztacie. Wszytko się pięknie ułożyło. Teraz jak na to patrzę to widzę jak niby pozorne zbiegi okoliczność wspaniale się ułożyły aby sprawa potoczyła się tak, a nie inaczej. Andrzej, zrobiłeś kawał dobrej roboty.
Samą swą postawą wywarł na mnie tak wielkie wrażenie, że nie wiedziałem co się dzieje. Ten człowiek, tak poważny i normalny, wzbudzający od razu szacunek i respekt modlił się do Boga. Modlił się normalnie, bez zażenowania, po prostu modlił się tak jakby rozmawiał z Bogiem. Pamiętam jak przed każdym zabiegiem których mi robił codziennie kilka odmawiał inwokację, modlitwę do Boga – urzekł mnie tym bez reszty. To było to.
Dokonał cudu. W ciągu trzech dni, czy 4, nie pamiętam już, postawił mnie na nogi. Jak mnie przywieźli z Londynu, gdzie miałem wypadek, nie miałem praktycznie mięśni. Nie byłem wstanie samodzielnie się poruszać, stać, ubierać, myć… nie byłem w stanie podnieść ręki do góry… pod koniec, dzięki temu że Andrzej poświęcił mi mnóstwo czasu, serca i energii, samodzielnie, trzymając się ścian poszedłem do drugiego mieszkania na obiad. Dalej nie miałem mięśni ale miałem wiarę i siłę wewnętrzną by iść. To co robił i jak robił dawało proste i wymowne efekty. Czułem się wspaniale.
Na dodatek Andrzej urzekał swoją naturalnością i tym na przykład, że nie chciał pieniędzy za to. Oczywiście dostał zwrot kosztów i jakieś wynagrodzenie za ten czas jaki u nas spędził ale i tak to było praktycznie za darmo. Sama gotowość Jego by jechać do jakiegoś gościa na drugi koniec Polski, aby pomóc mu się pozbierać była urzekająca. Bardzo mi zaimponował. Wreszcie normalny człowiek, świadomy i taki ludzki. On mi zaszczepił Miłość do Boga.
Po Jego wyjeździe pojechałem do szpitala sanatoryjnego w Reptach. Tam połknąłem Potęgę Podświadomości i coraz bardziej rozbudzałem swoją wiarę w Boga, choć wtedy jeszcze tego chyba tak nie czułem….
Po Reptach było sanatorium Busko Zdrój, to był marzec 2003 roku gdy siedziałem w Busku i tam się otwierałem na Boga. Jak teraz staram się to sobie przypomnieć to byłem strasznie nawiedzony. 🙂 Tam dotarł do mnie plan stworzenie Drogowskazu – strony startowej. Pamiętam, że modliłem się aby domena była wolna i byłem absolutnie pewien, że wszystko pójdzie ok.
To tam 17 marca 2003 dokładnie w rocznicę tej imprezy kiedy to mało nie umarłem miałem pierwsze przeżycie mistyczne. Coś po czym świat zmienił się juz na zawsze. To było moje nawrócenie. To było piękne, inspirujące poczułem, że żyję. Te przeżycia miałem jeszcze trzy razy aż się kapnąłem, że dzieje się to co roku 17 marca i wtedy jak się na to przygotowałem to się nie pojawiło. Bóg lubi zaskakiwać 🙂
Później była Monika i Jej wielka pomoc. Była Pani Barbara ze swoim portretem numerologicznym, który wywarł na mnie ponownie ogromne wrażenie. Coraz bardziej zafascynowany patrzyłem na świat i na to co się dzieje. Życie zrobiło się naglę tak fascynujące, barwne, wielowymiarowe. Chciałem o tym krzyczeć światu ale gardło ściska coś i nie pozwala… OK. Jeszcze nie czas…
Później był Foster Pery. Ten amerykański szaman przyjechał do Polski i Monika zabrała mnie na Jego warsztat. Trochę showman ale też wielkie światło i wielka inspiracja. Znów podbudował moją wiarę i przeświadczenie, że po coś jednak wróciłem na świat. Że coś mam zrobić i że nie do końca ten mój wypadek był tak bezsensu. Ego szaleje ale też nie ma się co tym bardzo przejmować, bo przyjdzie czas, że się spojrzy na nie i uśmiechnie i zniknie jak mgiełka na wietrze.
Szkoła Energii Uniwersalnej. Kolejny ciekawy etap na mojej drodze. Okazało się, że mój Kolega z klatki obok zajmuje się czymś co po prostu wyglądało na spełnienie moich marzeń. Działał w Szkole Energii Uniwersalnej Mistrza Danga. Jest to okrzyknięta największą sektą szkoła ucząca wszystkich chętnych i gotowych, świadomego używania Energii Uniwersalnej. To było niesamowite, że to o czym myślałem ludzie stosowali na szeroką skalę. Szybko zdobyłem stopień 5.2 ale zrezygnowałem z dalszej drogi zniesmaczony trochę tym, że czułem wyraźne parcie na kasę w tym wszystkim. Niby tiutiutiu o Bogu, Miłości, Energii ale dawaj kasę jak chcesz iść dalej. (pewnie jak bym miał kasę to bym szedł dalej, ale na szczęście nie miałem) Im zawdzięczam to, że nauczyłem się robić przekazy uzdrawiającej energii. Poznałem pracę na czakrach i nauczyłem się przywoływać, przywracać zdrowie przepędzając, usuwając choroby. Zdarzyło się kilka spektakularnych uzdrowień i ciała i duszy i moje przeświadczenie o tym tylko rosło. Choć muszę przyznać, że sama szkoła tak jak wspomniałem wyżej miała niskie wibracje, może to tylko ta polska część, nie wiem…. Mimo, że robiła tyle dobrego. Wiem, że obniżyła mnie trochę i zdławiła ale za to dała mi narzędzia i wiedzę.
W tamtym czasie Chrześcijaństwo i generalnie religie wywoływały we mnie złość. Wieszałem na tym psy i obwiniałem za całe zło i ciemnogród tego świata. Zły byłem jak Baba Jaga na to wszytko. Stworzyłem nawet stronę o religiach na której to wywaliłem wszystko co mi na wątrobie siedziało. Dawno to było a i tak dużo tego było… teraz… było by więcej ale… po co?
Uważam, że każda religia jest jak przedszkole, które przygotowuje do tego aby iść do Szkoły Życia. Ostatecznym egzaminem z tego przedszkola jest chyba posłuchanie swego serca i uwolnienie się od jego nauk, pójście własną drogą. Otworzenie się na Boga i pełne Mu zaufanie. Opuszczenie murów zdoktryniałej i zmurszałej wiedzy i pójście drogą serca, miłości. Każda religia mówiąca o strachu jest błędna. Tylko ścieżka Miłości jest prawdziwa. A jej nie trzeba bronić. Po za tym każda religia to organizacja mnie lub bardziej przestraszonych ludzi, którzy zaciekle broną swego. Każda organizacja opiera się na strachu i dzieli na nas i innych. Ci inni są zagrożeniem bo atakują nasz pogląd. Więc każda organizacja a zwłaszcza religijna jak te największe nam znane wytwarza zachowania nieharmonijne, szkodliwe a nawet agresywne. Jaskrawym przykładem tego są Islamscy ekstremiści. Organizacje to zazwyczaj związki mniej lub bardziej wystraszonych ludzi. (Zresztą, nie tylko organizacje niestety…)
Byłem świadkiem jak właśnie zachowują się ludzie w organizacji. Wśród swoich są wyluzowani, błyszczą, są aktywni, normalni ale Ci sami spotkani na ulicy, w urzędzie pocztowym są wystraszeni, nerwowi. Brak im siły grupy i czują się wystraszeni jakby byli wystawieni na strzał. Smutne. Przecież wszyscy jesteśmy ludźmi i wszędzie powinniśmy się czuć jak wśród swoich. I chyba ten strach niepozwana uwolnić się od grupy. Lepsza najgorsza grupa niż samotność. Uzależnieni od organizacji bronią jej zaciekle ślepi na fakty i na wszystko co ją oczernia. wręcz jeszcze bardziej wtedy ją bronią.
Ale wracajmy do świadectwa.
Bóg znów zadziałał. Postawił mi na drodze prawdziwych Chrześcijan. Nie jakiś nawiedzonych, przypadkowych, wątpiących tylko prawdziwych, silnych i przekonanych Chrześcijan. Poznałem Asię i zakochałem się. Szast, prast i małżeństwo.
To jak to wygląda z tą historią to już zupełnie cud. Prawdopodobieństwo, że się spotkamy było bliskie zeru, że zaczniemy ze sobą gadać, flirtować i w efekcie się zakochamy w sobie jeszcze mniejsze a jednak. Bóg to tak ułożył, że wszystko co nieprawdopodobne zdarzyło się i zagrało. Jestem zdumiony, że to tak wyszło i tak się dzieję. To jacy byliśmy aby do tego doszło i to co musieliśmy przeżyć aby takimi być, tak jak patrzę na to z tej strony jest naprawdę zdumiewające. Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. To był wielowcieleniowy plan i zagrał. Czy Bogu może się coś nie udać?
Teraz jestem wśród Chrześcijan, cichociemny, nieśmiały, siedzący na spotkaniach i słuchający ale nic nie mówiący. Jestem ale mnie nie ma… dookoła sami mądrzy ludzie, mówią o swojej wierze, o Biblii i tym jak kochają Boga jak widzą świat a ja… a ja nie potrafię ani coś sensownego powiedzieć ani być takim jakim jestem w chwilach medytacji, gdy czuję się wypełniony Boskim Światłem. Jest mi dziwnie… czuję się nie fair i rzeczywiście muszę się określić. Wczoraj usłyszałem, że tak właściwie to kim ja jestem? Chrześcijanin? Nie taki jak Oni tego chcą. Jestem Chrześcijaninem ale innym.
Stoję jedną nogą w Protestantyzmie, drugą nie wyszedłem jeszcze z Katolicyzmu i przechylam się w stronę New Age z którym też nie chcę się identyfikować. Mam przerąbane.
Jestem człowiekiem i wierzę w Boga, stworzyciela Nieba i Ziemi i Syna Bożego Jednorodzonego, którym każdy człowiek jest i Jezus Chrystus pierwszy to ukazał i my jako Jego bracia i naśladowcy do tego też dążymy. Takie jest prawdziwe chrześcijaństwo. Urzeczywistnienie Świadomości Chrystusowej przez każdego człowieka.
Jezus nie umarł za nas tylko dla nas aby stworzyć nam wspaniały pomost ułatwiający zrobienie tego samego co On. Jego Droga, Jego ofiara jest wielka i wspaniała i my wszyscy jako Jego bracia jak dzieci w Chrystusie też to zrobimy. Bo taki jest Plan. Amen.
Nie wiem czy ja jestem dla Nich czy Oni dla mnie. Raczej wiem… Właściwie to jestem przekonany. Raczej moja logika mówi, że to ja tam wpadłem do tego gniazda aby nowe zasiać i….może ten czas już nadchodzi. Czuję, że mam zasiać ale nie wiem jak? Czy ja oby nie zwariowałem? Na co ja się porywam? Co ja chcę zrobić? Bije mi palma? Co za ignorancja! Śmiem stawiać pod znakiem zapytania 2000 lat, co za tupet! Tylu mądrych ludzi… A jednak… według wszelkich znanych mi znaków, według nowej wiedzy, nowego paradygmatu świat się zmienia i to się zmienia na nową duchowość. Przechodzi do piątego wymiaru. I róbta co chceta ale tak będzie. Tak już się dzieje. Jestem jak łódka przysłana do tonących. Pełno takich łódek… ale czas naglić zaczyna.
Tak właściwie to i Chrześcijanie mają rację i my – głoszący nowy początek. Tylko trochę inaczej na to patrzymy. Oni mówią o tym, że będzie sąd ostateczny i zrobi się najpierw wielki syf, a później wielki raj a my… my w sumie to samo, tylko, że Oni widzą wielki strach w tym wszystkim, wiele bólu, potępienie wieczne i podział na Chrześcijan – zbawionych i niechrześcijan tych co mają przekichane, a my widzimy ostateczne uwolnienie od strachu i oczyszczenie, uświęcenie WSZYSTKICH ŚWIADOMYCH LUDZI. Całkowite uświęcenie Boga, Człowieka, Świata, po prostu Prawda.
Tu też jest podział. Na świadomych i nieświadomych. Ta polaryzacja w społeczeństwie jest zresztą widoczna. Problem jest tylko taki, że Chrześcijaństwo i inne religie starego świata to nie jest do końca świadome życie. To nie jest Prawda. Jednak na tej łodzi też się da dopłynąć tylko trzeba się naprawę trzymać bardzo mocno swego serca i uważać, żeby nie spaść w pułapkę strachu i siania nienawiści na innowierców. Wierz w swój ideał Boga i pozwól to robić innym, jeżeli jest to miłość to wszystko jest jasne. Jednak lepiej będzie dla Ciebie jeżeli puścisz to i zaczniesz szukać Prawdy, teraz, w tym czasie bardzo łatwo ją znajdziesz. Sama gotowość serca i zaufanie wystarczy.
Tak sobie pomyślałem, że sąd ostateczny już trwa. Tak, właśnie teraz w tych czasach trawa sąd ostateczny. Jedni spodziewają się trąb i chórów a inni globalnego oczyszczenia, przebaczenia, bo sąd ostateczny to będzie wielkie i ostateczne przebaczenie i uświęcenie ludzkości i czego jak czego ale właśnie sądu to nie ma się co bać. Ci co sie nie zakwalifikują pójdą dojrzewać gdzie indziej. Nie ma wiecznego potępienia. Nie ma się co bać. Bóg jest Miłością i nigdy by czegoś takiego nie zrobił.
Jest kilka rzeczy których no nie potrafię przełknąć w Chrześcijaństwie. Na przykład wiara w jedno życie i to, że po śmierci od razu lecisz do nieba lub do piekła. Bajka dla niegrzecznych dzieci wymyślona w średniowieczu. Sorry za ostre słowa. Nie chcę nikogo urażać ale tak mi to wygląda. Człowiek to istota duchowa doświadczająca życia na Ziemi i ta istota nie umiera i nie rodzi się. Inkarnuje się w ciałach które za każdym razem zmienia. To jest nasza dusza. Cały wic polega na tym aby połączyć naszą obecną świadomość z naszą duszą. Teraz na ziemi przeżywamy któreś z kolei wcielenie i nie ma takiej możliwości, żeby ktoś był tu pierwszy raz. Nie w tym wyjątkowym czasie. Wyjątkowy jest, bo właśnie Ziemia i nasza cywilizacja będzie przechodzić do piątego wymiaru i teraz inkarnowały sie na ziemi same rozwinięte dusze, bo będzie się wiele działo. To będzie do przejście przez ucho igielne jak to Jezus Chrystus określił.
Chrześcijanie robią wiele błędów które zostały im jeszcze właśnie z dawnych czasów i jeżeli ich nie poprawią to wyginą jak mamuty. Ich kurczowe trzymanie się średniowiecznych zakazów, zabobonów nie podążanie za duchem, za ścieżką kontemplacyjną każdego człowieka, a nie tylko tych w klasztorach, powoli ich zabija. Wiara w to, że Bóg toczy jakąś bitwę… że jesteśmy niegodni, grzeszni, ubabrani w brudnej rozpuście… eeeeeeh….. tworzenie podziałów, my, wy, oni, dobrzy, źli…. a najgorsze, że zabrali a raczej nie mówią nam o naszej świętości. Zabrali Ją. Zabrali świętość ludziom i kazali czcić tylko Jezusa, mówiąc jeszcze, że tylko On jest Drogą, Prawdą i Życiem a tymczasem Jezus Chrystus mówił tymi słowami o tej wielkiej obecności Boga która jest w sercu każdego z nas a którą On nazwał JAM JEST. Historia tak się potoczyła, że Chrześcijanie z różnych przyczyn zrobili tak, że każdego człowieka odarli z tej świętości, z tego potencjału. Z Boskiego dziedzictwa a przypisali je tylko Jezusowi budując wokół Niego cały kult. Nie koniecznie zrobiono to ze złych względów i perfidnie. Po prostu na tamte czasy tylko tak to mogło się skończyć. Teraz jest czas zrewidowania tego poglądu.
Jezus Chrystus pierwszy osiągnął to Mistrzostwo i pełne urzeczywistnienie swej Boskości i pierwszy pokazał nam wszystkim, że każdy z nas ewentualnie powinien to samo zrobić i kiedyś każdy to zrobi. Może właśnie teraz? Przy tej zmianie wymiarów? Na pewno będzie to bardzo ułatwione. Ale Jezus nie jest jedynym który to zrobił i nie jest wyłącznym dysponentem tej Mocy. Jest Ona naszą wspólną Mocą, naszym dziedzictwem. Jednak to co On zrobił, ten wspaniały przykład pomost który postawił swym życiem i śmiercią jest po prostu doskonały i niezwykle pomocny. Zaufajmy Mu bez reszty, a poprowadzi nas do Siebie, do Ojca. To jest dobre w Chrześcijaństwie, że pomimo takiego błędu i tak wszystko będzie dobrze, Wystarczy zaufać Jezusowi i…. puścić się nieco Biblii… Obecnie Chrześcijanie tak mocno się uchwycili Słowa Biblii, że robią podobny błąd jak wcześniej Żydzi. Przegapią Zbawiciela, bo nie przyszedł zgodnie z tą ich rozpiską. Historia lubi się powtarzać.
No i jak ja mam takie rzeczy Chrześcijanom opowiadać? Jak śmiem mówić, że 2000 lat nie do końca dobrze szli? Napisałem bardzo płomienny tekst o tym. Chrześcijańska zadymka ale go usunąłem z Artelisa a na DWŻ muszę go poprawić, jeszcze coś mi się otworzyło i wyklarowało. Teraz niedawno byłem na Kongresie Światła z Autorim. Człowiek, który określa siebie jako kanał światła. Jakkolwiek kanał brzmi dziwnie to jest On przekaźnikiem Światła i wiele dał odpowiedzi na ten czas. Wiele ciekawych rzeczy mówi o tych czasach i teraz już po prostu nie mam prawa mieć jakichkolwiek wątpliwości. Do dzieła!
Moje świadectwo… Jasne. Jak mogę coś takiego powiedzieć? Nie wiem ale chyba muszę… muszę to sobie ułożyć i mówić, bo nie mogę już dłużej… święta, Boże narodzenie. Piękny czas przed nami. Będzie się wiele działo. Nowy rok, nowe przestrzenie się otwierają. Coś czuję, że będzie się wiele działo. I dobrze. Niech się dzieje. Niech Miłość i Światło nas prowadzi ku lepszemu. Do Domu Ojca.
Nadszedł czas Wielkiego Powrotu. O świętości świata całego, bez wyjątków wszyscy się przekonamy.
“Niech Was dobry Bóg za rękę trzyma.” cytując pewną piosenkę
Pozdrawiam serdecznie
Kris – Krzysztof Piotr Kina