Co jest motorem Twoich działań? Czy wiesz co Cię napędza? Wiesz pewnie o tym, ze są dwie siły sprawcze, które działają na świecie… w tym jedna to kłamstwo 😉 To strach i miłość. Tak właściwie to jest tylko jedna siła, bo strach istnieje tylko po to aby się w końcu przekonać do Miłośći. Strach to tylko środek do rozbudzenia miłości. Wiemy już to. Teraz wiem też jak działa strach i jak działa miłość. Widzę po sobie jak strach blokuje życie i wszelkie twórcze działania. Stach jest nie tylko tym co zmusza nas do podjęcia decyzji, gdy nam ktoś przystawia lufę do głowy… stach działa o wiele bardziej subtelnie.
To każda decyzja podjęta typu "mniejsze zło", to każda decyzja, którą podjeliśmy pod wpływem presji, otoczenia, nie do końca przekonani.. wbrew sobie, bojąc się kogoś, czegoś, tego co ktoś o nas powie, że kogoś zawiedziemy… to decyzje podjęte pod wpływem strachu o przyszłość. Pod wpływem troski podszytej strachem o nasze dzieci… bo zazwyczaj w takich sytuacjach nie kierujemy się dobrem dziecka tylko naszymi własnymi strachami… Dlaczego to piszę? Bo wiedzę po sobie jak na mnie działa strach i myślenie egoistyczne… właśnie. Strach ma swe centrum w egoizmie. W wierze w samotność, w samotną walke z rzeczywistością o przetrwanie. To jest strach naszego ego, przestaszonego i samotnie walczącego o przetwanie. To ego się boi. Ego jest samotne i przekonane, że musi samotnie iść przez życie, że musi walczyć aby przetrwać, ego się cały czas boi i rozsiewa ten strach wszędzie projektując go na całą naszą rzeczywistość zakłamując jej obraz. Poprzez to, że boję się o przyszłość wykonują nerwowe ruchy… nie pozwalam sobie na odrobinę luzu. dławię swoje gardło, oddycham płytko i wyglądam skąd przyjdzie niebezpieczeństwo i jak się przed nim uchronić… każda wyłaniająca się naglę postać czy zdarzenie to potencjalne zagrożenie i niesie ze sobą konieczność walki… to nic dobrego żyć w takiej rzeczywistości… Ego genialnie to wszystko zaczerniło… zacieniowało to tak, że ciężko jest cokolwiek optymistycznego zobaczyć… a jeżeli coś się pojawia to i tak coś czuję, że będzie z tego kłopot albo nawet myśli, że skoro teraz jest fajnie to na pewno za chwile będzie źle… Nie może tak być.. przecież świat jest podstępny i zdraliywy.. życie to walka… samotna walka nie wiadomo o co… najlepiej by było się zamknąć na jakiejs wierzy i otoczyć podwładnymi, którzy by mnie chronili… dostarczając mi wszystkiego czego mi trzeba… rekompensując moje braki i strach otaczam się luxusem i pięknem… władza jest moim narkotykiem, władza, pieniądze,,, seks… wszystko co pozwala dominować, być lepszym od innych… ego.
Teraz jest jeszcze jedno ego… ego, które myśl, że jest ponad to… że jest lepsze, bo skoro wie o tym jakie tamot jest to już jest lepsze… to jest jeszcze "fajniejsze", bo bardziej podstępne…. to myśli sobie… nooo teraz skoro to wszystko przejrzałem to wiem już że teraz wyjdę na inny poziom świadomości… uwoliony od tamtego ego teraz spłynie na mnie to co duchowość oferuje.. czyli moc tworzenia, siła, moc, akcja… co dalej będzie prowadzić do władzy i siły… pozycji… to jest to drugie ego… ego spryciackie…
i to trzecie… to ciche…to spokojne… to cierpliwe… to ego uniwersalne. Ono czeka spokojnie i patrzy czy tamte się wykrzyczą i zdemaskują… wtedy na spokojnie zaczyna… być. Nie musi nic robić.. wystarczy być i otwarte jak kielich kwatu czeka na ożywiający promień słońca i użyźniający deszcz…. Na powiew inspiracji i siły do działania… otwarte na wszystko i wszystkich, nie oceniające i nie wartościujące…. po prostu jest… pełne pustki. Gotowe na napełnienie… Gotowe na życie. Życie.
Odkrywam, że życie w strachu to właściwie nic nie warta strata czasu… a właściwie warta… coś warta, bo jednak prowadzi w końcu do przebudzenia i otwarcia się na życie. Odkrywam, że w życiu chodzi o rozpadanie się. Odpadanie i oczyszczanie się ze swoich identyfikacji. Z tego z czym się tak bardzo identyfikujemy i do czego się przywiązujemy… z tego co czyni nas niewolników… z pozycji, stanowiska, nazwiska, domu, pracy, opini…. wszystcy tak bardzo się z tym identyfikujemy, że potrzebujemy na prawdę bardzo dużo powietrza duchowego aby się odkryć na nowo i zobaczyć siebie… a strach ciągle działa… ale już go widzę… wiem o nim i znam jego… właściwie to jak go widzę to zaczynam się uśmiechać jak do starego przyjaciela… starego kupla, który ciągle mi podstawia nogi ale naglę zdaję sobię sprawę z tego że on to robi abym się nauczył lepiej stać, abym był bardziej stabilny… abym zwracał uwagę na to co się dzieje… on podsuwa mi mnóstwo tematów na które powienem się uodpornić… na które powienem popatrzeć przez oczy Miłości… na które powinno zareagować moje wyższe ego… Bo Miłość jest wodą w tym młynie i to ona wszystko robi… a wystarczy pozwolić Jej płynąc a od razu gleba zaczyna wydawać owoce… wystarczy popatrzeć w szerszym konekscie na cały świat, z innej perspektywy od razu otwierają się nowe, wspaniałe i coraz ciakwsze i śmieszle wizję i plany… jest coraz ciekawiej, milej… wszystko nabiera głębi… tylko przejdzmy na właściwe paliwo… na Miłość.