Nie poszłam dziś ani wczoraj na cmentarze i czuję sie cuuuudnie. Marzyłam o tym od dawna, marzyłam aby oddać pamięć moim bliskim w takich warunkach, jak JA chcę a nie społeczeństwo.
Można powiedzieć, że zawsze mogę pójść na cmentarz a w TYM SZCZEGÓLNYM dniu – tym bardziej powinnam, więc o co chodzi????.
A tak na prawdę to kiedy jest TEN SZCZEGÓLNY dzień?
Ja idę jutro w Dzień Zaduszny. TAK jak zawsze chciałam…
Jak byłam mała to chodzenie na pochody pierwszomajowe( hehe) oraz na cmentarz 1 listopada, kojarzyły mi się z tym, że będzie wielkie WSPÓLNE święto, że spotka się życzliwych znajomych, dawno nie widzianą rodzinę, że będzie przyjemnie i pięknie, że to takie pojednanie…
Szczególnie 1 listopada lubiłam z moją babcią zapalać świeczki, słuchać opowiadań taty o przodkach i całych długich historii rodzinnych, oglądać zdjęcia, jeść dobre rzeczy , pić kompot 🙂 i odwiedzać rodzinę. Zapalałam świeczki pod wielkim krzyżem dla harcerzy i dla tych, co nie mają swoich grobów.
Było to dla mnie jak balsam na duszę. Byliśmy wszyscy razem, było pięknie i przyjemnie i łączyliśmy się z tymi co odeszli – też. WSZYSCY.
Gdy dorosłam i zetknęłam się ze śmiercią tak oko w oko, bo zmarł nagle mój ukochany Tata, nie było już potem tak, jak dawniej. Nie wspominaliśmy, nie odwiedzaliśmy, nie rozmawialiśmy tak, jak kiedyś. Przybył jeszcze jeden grób, potem następny i następny …
Skończyły się pochody pierwszomajowe, odeszła pewna epoka , nie było mojego Taty, potem zginął tragicznie mój ukochany przyjaciel, potem zmarła moja babcia – moja rodzina powoli się uszczuplała…
Ja nadal chodziłam na cmentarze 1 listopada i zaczęłam się zastanawiać o co w tym wszystkim chodzi ? Czasem chodziłam sama, a w większośći przypadków z mamą i córką. Kupowałyśmy kwiaty, zapalałyśmy świeczki, szłyśmy na obiad do cioci i …… nie było rodzinnie. Było obco, komercyjnie i ponuro. Nie cierpiałam tych dni. Spotykane osoby z “rodziny”nigdy nie miały czasu, nie rozmawialiśmy już prawie wcale. Tak naprawdę już się nie znaliśmy, nie byliśmy rodziną…
Zastanawiałam się wtedy, że to mój tata tak bardzo dbał o kontakty rodzinne, że gdy go zabrakło, to umarła duchowo cała rodzina. Mój tata nie chodził do kościoła ( nooo, na mój śłub poszedł ), rozmawiał jednak z księżmi, przyjmował ich i zawsze wiedliśmy razem długie dysputy. Ja oczywiście razem z nimi, bo choć kościół porzuciłam w wieku 11 lat, to nie dawała mi spokoju sprawa wiary… Niejeden raz spierałam się z księdzem a moja babcia płakała, bo mówiła, że jestem bezbożnik.
Nie trzeba więc koniecznie być przywiązanym do religii, by być człowiekiem i kochać ludzi. Mój tata taki był. Czasem był apodyktyczny i na pewno do dziś mam jakieś przekonania niezdrowe, które wyniosłam z dzieciństwa,bo przecież on też jakieś wyniósł ze swojej rodziny, lecz jedno pamiętam, że zawsze szanował ludzi i kochał ich bardziej niz pieniądze.
Dziś jestem już dojrzałą kobietą i niedawno pochowałam moją mamę.To dla niej i z nią chodziłam 1 listopada na cmentarze. Mama tego nie akceptowała, że możemy pójść np. 2 listopada – co by ludzie powiedzieli ?
Wczoraj jeszcze sama się zastanawiałam nad tym, że może to niewłaściwie, że będzie przecież widać, że nie byłam … ( tak jakby znicze były podpisane ) A potem przyszła refleksja “ dla kogo ja chodzę tam na te groby “ ? Przecież nie dla tego tłumu, tylko dla moich bliskich, których już nie ma i dla siebie…
Mogę więc spokojnie TO JA wybrać, jak im złożę hołd. To ja mogę zapalić im świeczke kiedy chcę a nie wtedy, kiedy jest ogólny rozkaz. Mogę więc iść na cmentarz 2 listopada, tak jak zawsze chciałam. Byłam już nawet ubrana do wyjścia.i nagle, jak sobie to wszystko uświadomiłam, to poczułam się WOLNA, rozebrałam się płaszcza i po prostu zostałam w domu. I to było właśnie piękne. Nic się nie wydarzyło a jednocześnie wydarzyło się wszystko…
Może było mi łatwiej bo miałam poprzedniej nocy sen, w którym od poczatku do końca udało mi się wyjaśnić “pewną sprawę”. Do tej pory w moich snach zawsze miałam “nieskończone sprawy”. Albo gdzieś gubili mi się ludzie albo rzeczy a ja ciągle szukałam i szukałam. To było bardzo przygnębiające 🙁 Tym razem było zakończenie (huraaaa). Rano obudziłam się w super nastroju i myślę, że był to znak właśnie dla mnie, że JA MOGĘ MIEĆ WPŁYW na to co się wokół mnie dzieje. To takie oczywiste, lecz co z tego, że wiemy pewne rzeczy, gdy ich nie stosujemy 🙂 Robimy coś dla kogoś zapominając o nas samych.
A wracając do tradycji 1 listopadowej, marzy mi się, aby było tak jak kiedyś, przyjacielsko, rodzinnie i niekomercyjnie, abyśmy mogłi w tym dniu powspominać szczerze tych, co już odeszli, a nie oceniać wszystko i wszystkich. Abyśmy mogli pójść lub nie pójść na cmentarz po prostu.
Dzisiaj w nocy też miałam sen, w którym nikt mi się nie zgubił i był zakończenie – wow, to dobry znak na nastęne dni..
🙂
“Codzienne małe kroki prowadzą do spełnienia wielkich marzeń.”
M.